Wieziemy kij do stolarza.
Jest to dość trudne na skuterze. Siedząc na tylnym siedzeniu i trzymając w
poprzek długi kij czuję się ja Flip albo raczej Flap, który
nieświadomie potrącał wszystkich niosąc na przykład drabinę. Szczerze mówiąc,
bardzo mnie to bawi...
Parkujemy przed szeroką
bramą i po chwili Fabrizio znika w jej czeluściach z kijem. Nieco później wraca już ze
skróconym.
- Taka długość może być?
- Tak. - mówię oglądając kij sięgający mojej głowy - Dziękuję.
- To może pójdziemy teraz coś zjeść?
- Chętnie ale o 14.30 muszę być na dworcu.
- Spokojnie. Zawiozę cię na miejsce. Zjemy niedaleko dworca żebyś czuła się pewniej.
Super! Wreszcie coś zjem. Tylko co zrobię
z kijem? Nie mogę przecież iść na spotkanie w sprawie pracy z ogromnym kijem...
- Chętnie z tobą coś zjem, tylko muszę najpierw ukryć gdzieś ten kij.
- Najpierw tyle zachodu żeby zdobyćkij a teraz chcesz się go pozbyć?
- Nei pozbyć, tylko ukryć. Wrócę po niego.
- To gdzie chcesz go ukryć? - Fabrizio wydaje się być zrezygnowany
- Nie wiem. Gdzieś w krzakach może.
Najlepiej gdzieś, gdzie później sama trafię.
Chowamy kij w krzakach.
- To miejsce może być? apamiętasz go?
Patrzę na ogromne Kolosseum nieopodal krzaków.
- Tak. Myślę, że tak.
- To idziemy coś przekąsić!
Po zjedzeniu kawałka pizzy i delikatnym
uświadomieniu Fabrizia, że nie chcę się wiązać z żadnym Włochem i że tak wiem,
że on jest inny niż reszta facetów: miły, kulturalny i na pewno nie myśli tylko
o jednym ale mimo wszystko takie mam zasady, mój towarzysz odstawia mnie na
dworzec kolejowy.
- Zapisz sobie mój numer. - mówi
- I tak do ciebie nie
zadzwonię bo... Nie mam kasy na koncie. – szybko znajduję wymówkę, zresztą
zgodną z prawdą – Ty też możesz mi tylko wysłać smsa.
- Mimo wszystko zapisz. –
nalega – I masz tu pięć euro, jakby co, to kup kartę i zadzwoń do mnie z budki.
- Nie mogę wziąć tych
pieniędzy, bo nie wiem czy zadzwonię.
- Ale jakbyś jednak miała
kiedyś zadzwonić, to na wszelki wypadek je weź. – przekonuje
Dobra, bo się nie odczepi...
- No dobrze. - biorę banknot i wymieniamy się numerami
Nie wiem dlaczego ale podaję
mu fałszywy numer telefonu, a co?! Będą potem do mnie ludziska wydzwaniać. Jak
będę chciała, to sama zadzwonię.
- Jesteś niesamowita, wiesz?
– mówi Fabrizio – Nie znam drugiej takiej szalonej i oryginalnej dziewczyny jak
ty. Chciałbym cię jeszcze zobaczyć.
No bez przesady znowu...
- Dziękuję. Kto wie? Wszystko się może zdarzyć.
No i po co kłamiesz? Przecież nie zadzwonisz.
Wcale nie kłamię. Nie mogę przewidzieć
przecież czy wszechmogący przypadek nie sprawi, że znów gdzieś się nie
spotkamy. A jeśli chodzi o telefon, to choćbym mu powtarzała jak mantrę, że nie
zadzwonię to i tak tego nie zrozumie, bo przecież to nie możliwe, że
zainwestował dzisiaj we mnie swój cenny czas i zaprosił na posiłek a ja nie
będę chciała się z nim spotkać ponownie.
- Dziękuję za pokazanie mi Rzymu i pomoc z kijem. Miło było cię poznać. - dodaję
- Cała przyjemność po mojej
stronie, Marta. Jak zostaniesz na dłużej w Rzymie, to daj znać. – ruchem brwi
wskazuje na banknot pięcioeurowy
Mężczyźni...
Po pożegnianiu się z
Fabriziem idę do McDonalda, bo przecież tam umówiłam się z tajemniczą kobietą w
sprawie pracy.
Jest godź. 14.20
Pozostało mi 40min.do
spotkania. Próbuję opanować nerwy a jednocześnie nie mogę się doczekać. Dałam
radę! Osiągnęłam to, co zamierzałam. Przyjechałam bez pieniędzy autostopem z
Polski do Włoch i po paru perypetiach dostanę pracę dzięki której zarobię na
studia a może nawet na więcej. Będę kelnerką w Rzymie!
Siedzę przy wysokim, prawie
barowym stoliku w McDonaldzie czekając na umówione spotkanie. Oczywiście z
oszczędności siedzę przy pustym stoliku. Przecież pensję dostanę dopiero za
miesiąc. Właśnie... Ciekawe ile dostanę? Rzym to nie Calabria więc chyba nie ma
aż takiego wyzysku...Hmm... Ten kelner, Rosario na San Silvestro wspominał coś o 1200 bądź 1300 euro. Czyli takie są stawki mniej więcej. Może mi się poszczęści i zaproponują mi ciut więcej?
Uśmiecham się na samą myśl o zarobionych pieniądzach.
- Przepraszam, to pani nazywa się Marta?
Czuję jak mi podskoczyło serce. Odwracam głowę i widzę elegancką, mniej
więcej trzydziestoletnią blondynkę. Dość wysoką jak na Włoszkę, troszkę wyższą
ode mnie.
- Tak. - odpowiadam
- W takim razie to na mnie pani czeka. Mam na imię Anna.
Pani Anna ma wszystko dopracowane: staranny makijaż, modne ubranie, zapach perfum...
- Miło mi.
- Zaraz wszystko wytłumaczę. Pani była już kiedyś kelnerką w Italii, prawda?
- Tak.
- To świetnie. Pani zadaniem
w pracy będzie jedynie zanosić dania i zbierać puste talerze. Nie będzie pani
musiała zbierać zamówień.
No proszę! Co za ułatwienie.
Czyli raczej nici z napiwków.
- Państwo u których będzie
pani pracować to bardzo mili i niewymagający ludzie. Ważne jest jedynie, żeby
robiła pani to, co do pani należy. Zapewniają pani wyżywienie i pokój czyli ma
pani problem mieszkania z głowy. W dodatku, za darmo.
Fiu, fiu...
- Ile godzin dziennie trwa praca?
- Normalnie, osiem godzin, w tym przerwa na obiad.
Super! Nareszcie jakaś dobra, normalna praca.
- Wyjdźmy na zewnątrz.
Umówiłam się tam jeszcze z jedną dziewczyną, która będzie z panią pracować. Ona
też jest Polką więc będzie pani miała przyjaciółkę. – uśmiecha się do mnie
znacząco – A może ona jest Niemką...? Tak, chyba niestety jest Niemką ale z
tego co wiem, mówi po polsku.
Niemka mówi po polsku?
Rozumiem, Polkę mówią po niemiecku ale Niemkę mówiącą po polsku? Dziwne.
Chyba, że ma polskie korzenie.
Wychodzimy na parking dworca
i czekamy na jednym ze stanowisk autobusowych.
- Zaraz powinna być. – pani
Anna rozgląda się niecierpiwie – O! Jest! Idzie! Zaraz ją pani pozna. Ona już
pracowała u tych państwa rok temu przez całe wakacje i była zachwycona. Dlatego
właśnie chce to powtórzyć w tym roku.
Pulchna blondynka z modnie
przystrzyżoną fryzurą „na czterdziestkę” zbliża się do nas i mówi;
- Buon giorno.
- Ciao Margherita! – odpowiada jej pani
Anna – Margherita, to jest Marta. Marta, to jest Margherita. Będziecie razem
pracowały.
- Cześć. - uścisk dłoni typu "śnięta ryba"
Jak ja niecierpię tego typu uścisków!
- Margherita może ci opowiedzieć jak tam było w zeszłym roku jeśli chcesz.
- Bardzo fajnie. – odpowiada
dziewczyna zanim zdążam zadać pytanie – Piękny krajobraz, lekka praca,
sympatyczni pracodawcy... – przekonuje
- Może zostaniecie
przyjaciółkami? – pani Anna uśmiecha się konspiracyjnie ale psycholog to byłby
z niej marny... – W końcu będziecie razem przez dwa miesiące. Zdążycie się poznać
wzajemnie.
Zaraz, zaraz... Przecież
jeszcze się nie zgodziłam.
- Marta, co ty studiujesz? –
pani Anna stara się chyba znaleźć nam wspólny temat
- Kulturoznawstwo.
Specjalność... Kurczę, nie wiem jak to powiedzieć po włosku...
- To powiedz po polsku, może
Margherita ci pomoże.
- Specjalność
śródziemnomorska. – mówię do Margherity, która patrzy na mnie zdziwiona nic nie
mówiąc
- Mówisz po polsku? - pytam w ojczystym języku
- Si.
No co jest? O co chodzi? Mówi po polsku
czy nie? Jest Polką, czy nie jest? Może w ogóle nie jest tym za kogo się
podaje...
- Specialita mediterranea. - mówi Margherita w kierunku Anny
- Aaa... – odpowiada
elegancka blondynka wywracając oczy ku górze jakby myślała co to jest, ta
specjalność śródziemnomorska i z czym to się je.
- No dobrze dziewczyny, -
kontynuuje pani Anna – zaraz powinien być autobus na Calabrię. Bilety oczywiście
wam zapewniam. Nie musicie się o nic martwić.
- Dlaczego na Calabrię? - pytam zdezorientowana
- No a gdzie? Przecież tam właśnie jedziecie pracować.
CO?! Jak to TAM?! Ja nie chcę!! Ja już
pracowałam w Calabrii! Tam nie dość, że mało płacą, to jeszcze oszukują! To
nie możliwe... Nie... Na pewno źle zrozumiałam!
- Chce pani powiedzieć, że ta praca jest w Calabrii?
- Tak. To chyba oczywiste.
- No nie. Nie bardzo. Myślałam, że chodzi o pracę w Rzymie.
Przecież do cholery właśnie przyjechałam tu z Sycylii!
- Nie, źle mnie pani zrozumiała. Chodzi o
pracę w gospodarstwie agroturystycznym w Calabrii.
- W gospodarstwie agroturystycznym?
Krowy, świnie i takie tam?!
- Tak ale wy będziecie tylko kelnerkami. To źle, że w Calabrii? To bardzo ładny region.
Co z tego, że ładny skoro ja tam nie jadę zwiedzać?!
Co z tego, że ładny skoro ja tam nie jadę zwiedzać?!
- Wiem, wiem... Właśnie
chodzi o to, że już zdarzyło mi się tam pracować i nie mam stamtąd miłych
wspomnień.
- Państwo u których
będziecie pracować nie zrobią wam żadnych problemów. Zapewniam. Wypłacą wam na
czas, co do grosza. O nic nie musicie się martwić. Zresztą, Margherita już tam
była i wie, że mówię prawdę, prawda Margherita?
- Tak. – dziewczyna
odpowiada niczym automat – Jedź ze mną, będziemy razem pracowały... Fajnie
będzie... – nagle uśmiecha się do mnie jakbyśmy były od dawna serdecznymi
przyjaciółkami.
Wszystko to wzbudza we mnie
podejrzenia, że chcą mnie podstępem sprzedać na organy albo do burdelu.
- No widzisz, Marta? – a ta
znowu od kiedy mówi do mnie na „ty”? – Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
A teraz chodźmy już na stanowisko nr.4 bo widzę, że autobus już przyjechał.
O Boże, Boże, Boże...! Co robić?!
Jechać i ryzykować czy zostać i ryzykować?
Zbliżamy się do autobusu.
Anna idzie przodem a my za nią. Podejmuję desperacką próbę dowiedzenia się
prawdy. W tym celu zagaduję Margheritę po polsku;
- Słuchaj, Gośka! – mówię
łapiąc ją za ramię – Tak szczerze... Ty naprawdę już tam byłaś?
Dziewczyna patrzy na mnie
zaskoczona i trochę oburzona. Wyrywa mi swe pulchne ramię i mówi;
- Tak, byłam. O co ci chodzi?
Uff... Faktycznie zna polski. To już jaki plus.
- O nic. Po prostu chcę się
upewnić czy ona mówi prawdę. – wskazuję głową Annę
Margherita przystaje i
spokojnie na mnie patrzy.
- Nie masz się o co
niepokoić. – mówi – Tam jest naprawdę fajnie. A wiesz jak pięknie...
- A te osiem godzin dziennie
pracy, to nie jest aby szesnaście godzin?
- Nie, no co ty! Pracuje się
osiem godzin w tym przerwa na obiad i reszta czasu dla ciebie. Nie zastanawiaj
się tylko jedź ze mną. Jak będziemy we dwie, to będzie raźniej.
W sumie to nie takie głupie.
Miło będzie się odezwać do kogoś w ojczystym języku. Próbuję wybiec odrobinę w
przyszłość i wyobrazić sobie siebie w tym gospodarstwie. Widzę jak stoję na
kwiecistym balkonie razem z Małgośką i ustalamy co weźmiemy ze sobą na plażę
dziś po południu. Pod nami, na parterze jest mała ale za to urocza i
romantyczna restauracja w której nie przemęczamy się, pracując...
- Dziewczęta! – Anna macha
do nas koło autokaru – Co wy robicie?! Chodźcie bo zaraz odjedzie!
- Już wszystko załatwiłam. –
mówi gdy do niej podchodzimy – Dajcie panu swoje bagaże. – wskazuje kierowcę
autobusu – No, już dziewczyny! Żwawo! – brakuje jeszcze tylko żeby klaskała w
dłonie – Wchodźcie, wchodźcie bo pan mówił, że lada chwila odjeżdża. Zajmijcie
sobie miejsca.
Margherita oddaje w ręce
kierowcy swoje dwie walizki, ja jak zahipnotyzowana, podaję mu swój czerwony
plecak i razem z Igorem wchodzę do autokaru. Za mną kroczy Gośka z podręcznym
bagażem i dwiema reklamówkami. Nagle przypominam sobie o czymś... Przecież nie
spytałam o najważniejsze!
- Zaraz, przepraszam, ale
ile będziemy zarabiać w tym gospodarstwie? – pytam panią Annę stojąc już na
schodach autokaru
- Nie wspominałam? 500 euro miesięcznie.
- CO?! - nawet nie kryję już zdziwienia - Tak mało?!
- Mało? - dziwi się Anna, która sądząc po jej ciuchach, tyle właśnie miesięcznie wydaje na waciki
- No trochę mało biorąc pod uwagę, że w Rzymie zarabia się dwa razy tyle.
- W Rzymie są inne realia, dziecko. - patrzy na mnie z politowaniem
- Ale w Calabrii zdarzyło mi
się zarabiać 750 euro miesięcznie, też za osiem godzin dziennie. Myślałam, że w
tym roku uda mi się zarobic więcej, dlatego trafiłam do Rzymu a nie do regionu
gdzie panuje bieda i posucha!
- Moja droga, - Anna wydaje
się zdenerwowana – biorąc pod uwagę, że nie musisz płacić ani za jedzenie, ani
za mieszkanie, uważam, że 500 euro to wręcz dużo! Prawda, Margherita?
- 500 euro to naprawdę jest
dużo, Marta. – Gośka odpowiada z poważną miną
Czy to tylko ja mam takie
wymagania? Może faktycznie jestem zbyt chciwa...
- Zapewniam ci, - kontynuuje
Anna – że nigdzie nie zarobisz więcej dostając przy tym mieszkanie i
wyżywienie! A teraz wchodźcie już dziewczyny bo kierowca idzie. – popycha nas
delikatnie do środka
- Miłej podróży! - krzyczy
Zastanawiam się czy nie
uciekać. Przecież jeszcze mogę, jeszcze nie ruszyliśmy... W wąskim, autokarowym
przejściu odwracam się do tyłu i...
- No idź! – słyszę głos
Margherity depczącej mi po piętach i prącej do przodu niczym RUDY 102
Zajełyśmy miejsca. Siedzimy
na środku autokaru. Gośka wyjmuje z jednej reklamówki poduszkę i kładzie sobie
pod plecy a z drugiej kanapkę i zaczyna jeść. Ja nadal myślę o ucieczce.
Jeszcze nie jest za późno... W tym momencie kierowca odpala silnik i autokar
rusza.
A miało być tak pięknie...
- Nie martw się. - odzywa się Gośka najwyraźniej zauważając moją minę - Będzie fajnie. Zobaczysz.
Ojejejej....!!
W połowie drogi przerwa na
siusiu. Wygrzebuję karteczkę z numerem telefonu Rosaria. Przecież miałam się z
nim dzisiaj spotkać na placu San Silvestro w sprawie pracy...
Za pieniądze, które dostałam
od Fabrizia kupuję kartę telefoniczną i dzwonię do Rosaria.
- Słucham? – mówi
niewyraźny, męski głos w słuchawce
- Rosario? Tu Marta. Ta Polka co miała się dzisiaj z tobą spotkać w sprawie pracy.
- Aaa...! Si... Bleblebleblebleble...
- Co? Nie rozumiem cię.
- Bleblebleble.
- Chyba są jakieś zakłócenia!
- Bleble.
- Nieważne. Chciałam cię przeprosić, że
nie przyszłam ale widzisz, tak się jakoś złożyło że… Jestem w drodzę na Calabrię
i nie mogę się z tobą zobaczyć.
- Co?! Blebleble?! Bleblebleble!
- Normalnie. Do pracy jadę.
- Bleblebleble...
- Chciałam spytać, czy jeśli za miesiąc
wrócę do Rzymu, to będę mogła się z tobą skontaktować? Pomógłbyś mi wtedy z
pracą w Rzymie?
- Bleblebleble, blebleble...
- Nie bardzo rozumiem. Tak czy nie?
- Ble.
- Nieważne. Dziękuję za pomoc. Muszę już kończyć.
- Bleble.
- No to cześć.
Chyba ma wadę wymowy bo nic nie zrozumiałam.
Wracam do autokaru i ruszamy dalej.
Trudno. Co ma być, to będzie. Spróbuję w tym gospodarstwie agroturystycznym. Zawsze
przecież mogę popracować tylko jeden miesiąc i wrócić stopem do Rzymu. A nóż
okaże się, że nie jest wcale tak źle jak myślałam. W końcu zapewniony dach
nad głową, prysznic, żarcie, to nie byle co...
Cdn...
Pamietam jaka dumna bylam kiedy zaczelam studiowac na UJ. Wszyscy wiedzieli co to UJ..niestety nikt nie wiedzial co to kulturoznawstwo.spec cywilizacja śródziemnomorska.. "a..to takie bardziej hobby niz studia nie??"-pytali.
OdpowiedzUsuńKpiące spojrzenia pojawiały się także przy informacji, że to studia zaoczne.
UsuńGdybym nie wiedział co przedstawia rysunek, stwierdziłbym, że jest na nim dziewczyna, która podciąga się na drążku z przymocowanym obciążeniem.
OdpowiedzUsuńHahah! Ten rysunek faktycznie chyba najbardziej mi nie wyszedł. :D
Usuń