Kieruję się według wskazówek
Adama, czekam na tramwaj, pytam tramwajarza, (żadnego pana w mundurze ni widu
ni słychu) i zgodnie z planem wysiadam na dworcu.
Ale co to za dworzec... Przepiękny!
Monumentalny! Powiedziałabym, że historyczny wręcz! Całość sprawia wrażenie
jakby była wybudowana za czasów Hadriana.
Takie jest moje odczucie ale nie widzę jednego wyraźnego stylu
architektonicznego. To chyba raczej taka mieszanka. Piękne, ogromne kolumny,
rzeźbienia... Niesamowite! Pierwszy raz w życiu widzę taki dworzec. Ogromny,
szary kolos. Nie wiem czy to przez noc, czy ma taki kolor w istocie. Stazione
di Milano centrale.
Podchodzę do ogromnych
drzwi. Zamknięte. Do licha! Czyli Adam nie żartował. Jak Włosi podróżują w nocy?
Gdzie śpią bezdomni? Gdzie JA będę spała?
Gorączkowo rozglądam się po
okolicy i coraz mniej ten dworzec mi się podoba. Na lewo od molocha widać jakiś
park a raczej skwer z ławeczkami i fontanną. Przed samym dworcem kamienne ławki,
latarnie i dość mało drzew. Siadam na
jednej z tych kamiennych ławek, patrzę w górę na groźny, dworcowy kolos i
zastanawiam się co dalej. Po dłuższym namyśleniu dochodzę do wniosku, że
najpierw zjem sobie rogalika od Adama.
Po ekspresowym wchłonięciu
posiłku znów zaczynam myśleć o moim położeniu.
Myślę, myślę i powoli opadają mi powieki. Myślenie to jednak męcząca
czynność. Położę się na tej ławce tylko tak na chwilę. Nie, nie zasnę. Będę
czuwać. Tylko troszkę odpocznę w pozycji poziomej. Ooo... Właśnie tak... Kładę
się na betonie z nogami podciągniętymi prawie pod brodę, z moim wysłużonym
plecakiem pod głową i Igorem w ramionach. Tylko na chwilkę...
- Scusi signorina!
Nagłe szarpnięcie za ramię
wyrywa mnie ze snu. Podnoszę się w jednej chwili jak rażona piorunem.
- O co chodzi? – pytam
mężczyznę w średnim wieku, dość porządnie i czysto ubranego z teczką pod pachą
– Stało się coś?
- Nie może pani tutaj spać. Tu jest niebezpiecznie.
No co ty nie powiesz...
- Przepraszam, jest pan z policji?
– stoję przed nim na baczność i mrugam powiekami żeby się dyskretnie dobudzić
- Nie, ja tylko ostrzegam.
Nie radzę tutaj spać. Kręcą się tu niebezpieczni ludzie.
- Dobrze, dziękuję. Zapamiętam.
- Proszę tutaj nie spać. –
facet nie daje za wygraną – Dworzec to naprawdę niebezpieczne miejsce.
- Przecież wcale nie śpię. - mrugam silnie powiekami
- Proszę na siebie uważać.
Tutaj takiej ładnej dziewczynie łatwo może się przydarzyć coś złego.- przybliża
do mnie swą dziwnie uśmiechniętą twarz
- Dobrze, dobrze... Dziękuję
za radę. Obiecuję, że nie będę spać – tylko sobie już idź – Czekam tylko na
pociąg.
- Dworzec otwierają o szóstej rano.
- Oczywiście wiem.
Specjalnie przyszłam wcześniej żeby się nie spóźnić na pociąg. Dziękuję za
ostrzeżenie. Ja tylko czasem zamykam oczy kiedy o czymś myślę ale to nie
znaczy, że śpię. Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia. Proszę na
siebie uważać. – mówi i odchodzi oglądając się często przez ramię.
Gadka-szmatka. Tak jakbym
nie wiedziała, że w nocy samemu na dworcu jest niebezpiecznie. To co mam
zrobić?! Nic na to nie poradzę. Najlepiej zjem jeszcze jednego rogalika. Szkoda,
że nie mam nic do picia, bo trochę się zapchałam.
- Ciao bella...
Drętwieję na odgłos męskiego
szeptu za plecami. Nie odwracam się jednak. Dobrze wiem, że niestety i tak
będzie mi dane zobaczyć właściciela głosu. I faktycznie... Mężczyzna obchodzi
ławkę dookoła i staje na wprost mnie.
- Nie słyszałaś mnie? – pyta
jakby trochę podenerwowany
- Słyszałam. – odpowiadam –
Ale nie mam ochoty na rozmowy.
- Dlaczego siedzisz tutaj
sama? – nie zwracając uwagi na moją aluzję siada koło mnie żeby ten stan się
zmienił
- Tak wyszło.
Od mężczyzny zalatuje lekko alkoholem.
- To ja może dotrzymam ci towarzystwa? –
uśmiecha się przybliżając – Jak masz na imię, piękna?
- Naprawdę nie musi pan się mną przejmować. - odsuwam się
- To żaden problem. – chrypie – jak masz
na imię? Jesteś bardzo ładna, wiesz? – znów się przybliża
- Nie chcę pana zatrzymywać. Lepiej będzie jak się pan oddali. - przechylam się w jego stronę i dodaję szeptem - Pracuję dla rządu. Pod przykrywką.
- Naprawdę? - pyta zaskoczony
- Tak ale ciiii... - przykładam palec do ust - Rozpracowuję szajkę rabusiów na dworcu.
- Nie wierzę. Tutaj nie ma żadnych rabusiów. - mówi czerwieniąc się - Mnie nie oszukasz, bella.
Przykładam palec do ucha i przekręcając lekko głowę w bok mówię cicho;
- Spokojnie, jest nieszkodliwy. Bez odbioru.
Mężczyzna obserwuje mnie uważnie i nagle wybucha;
- AAHAHAHAHA!!! Ale ty jesteś zabawna!
Noż kurdę!
Nagle z lewej słyszę;
- Cześć stary dziadu! Co tu robisz?
– dwóch młodych chłopaków (rzekłabym, gówniarzy) śmieją się i witają z moim
„zaczepicielem”
- Rozmawiam z piękną dziewczyną.
A wy tu co?! Wynoście się! – wstaje i wymachuje rękami
- Eee...eee... e! – wyższy
chłopak kręci głową z uśmiechem grożąc przy tym palcem – Nie dla psa kiełbasa!
Korzystam z okazji i
niezauważona, po cichu biorę swoje rzeczy i idę gdzieś na lewo. W sumie to jeszcze
nie wiem gdzie ale drogę zastawia mi niższy chłopak.
- Gdzie idziesz, he?!
Obaj chłopcy są bardzo chudzi
o ciemnej karnacji. Nie mają ze sobą żadnego plecaka. Ubrani w krótkie rękawy
nie zauważają chłodu nocy. A może to tylko mi jest tak zimno...?
A Adam mówił, że na dworcu
jest bezpiecznie... Pytanie chłopaka zamiast jednak mnie przestraszyć,
zadziałało mi na nerwy;
- Idę tam gdzie mi się
podoba! A bo co?! To chyba wolny kraj? Odsuń się. – patrząc mu prosto w oczy
odsuwam go ręką
Chłopak jednak znów zastawia
mi drogę, lecz tym razem robi to w łagodniejszy sposób;
- Ej... Przepraszam... Nie
chciałem cię urazić. Mam na imię Michele a to jest Antonio. – wskazuje na
wyższego kolegę – A ten stary dziad to... – drapie się po głowie – To po prostu
stary dziad, haha! Ale jest niegroźny.
- My też jesteśmy niegroźni! - krzyczy jego kolega z tyłu - Dobrzy chłopcy!
- Idziemy na dyskotekę. Chcesz iść z nami? - pyta Michele
- Nie, dziękuję. Rano wyjeżdżam.
- A gdzie jedziesz?
- Zostawcie ją! – krzyczy mój
pierwszy „zaczepiciel” czyli dziad – To ja ją pierwszy zobaczyłem! Ona nie chce
z wami rozmawiać tylko ze mną! – wydziera się
- No faktycznie! Z tobą
nawet kozy nie chcą rozmawiać! Hahaha! – Michele krzyczy tuż koło mojego ucha –
To gdzie jedziesz? – zwraca się ponownie do mnie
- Daleko. - odpowiadam i idę przed siebie
- Ej, zaczekaj!
- Zaczekaj, Ej! Bella! - krzyczą jeden przez drugiego
Doganiają mnie.
- Ejj... Posiedź z nami.
- Tu jest niebezpiecznie. Różne typy się tu kręcą. - uśmiecha się Michele
- Właśnie widzę.
- Niee... Z nami to jest bezpiecznie jak u mamy!
Jak się tu ich pozbyć, do licha...
- Słuchajcie, strasznie chce mi się pić. Macie coś do picia?
- Do picia? Nie mam ale dla ciebie zaraz coś kupię. Co chcesz?
Z tego wszystkiego napiłabym się piwa.
- Piwo.
- Piwo? Ok. Załatwione. Już lecę. Zaczekaj tutaj!
- Tylko w butelce! - wybrzydzam
- Czekaj stary! - krzyczy ten drugi, zdaje się, że Antonio - Pójdę z tobą.
No wreszcie... Sama. Tak jest chyba najbezpieczniej.
Zmieniam miejsce i siadam przy fontannie na jednej z ławek na
skwerku nieopodal dworca.
Jest godzina 02.40
Żeby tylko nie zasnąć pod
tym dworcem... Niecałe 15 min. później...
- Tu jesteś, bella! – na horyzoncie pojawia się "zaczepiciel" nr.1, pseudonim „dziad” – Dobrze, że sobie
poszli. To złe chłopaki. Dobrze zrobiłaś, że ich spławiłaś. Tacy to zawsze są
mili na początku a potem jak im coś strzeli do łba, to... – pokazuje znany
każdemu gest oznaczający koniec, kaplicę, śmierć czyli przejeżdża palcem po
szyi
Oczywiście nie to co ty,
dziadu...
- Nie to co ja. – ciągnie dalej
dziad – Ja jestem dobrym człowiekiem. Mam dobre serce. – wskazuje na klatkę piersiową i siada koło mnie – i po samotności... – Ja to mam tak dobre serce, że
wszyscy mnie tylko wykorzystują. A ja bym nawet muchy nie skrzywdził.
- Co ty tam jej znowu gadasz,
dziadu?! – zza dworca wyłaniają się znajome mi już sylwetki dzierżąc ze sobą piwa
- Może być? - pyta Michele wręczając mi butelkę?
- Tak. - odpowiadam zrezygnowana
- Świńska bieda! - klnie Michele - Nie mam otwieracza!
- No to ładnie! Już się napiliśmy! - wtóruje Antonio
Co to za nieudaczniki są..?
- I dobrze wam tak! Hahaha! - dziad śmieje się szaleńczo
- Spieprzaj dziadu! - Antonio traci cierpliwość
- Sam spieprzaj! Ona wcale nie chce z wami siedzieć! Wynocha stąd, ale już! - rzuca się do bicia
- Zaraz dostaniesz w gębę!
Nieźle się zapowiada... Biorę moje piwo,
uderzam kapslem o kant ławki i od razu wypijam duszkiem ćwierć tego zimnego,
kojącego nektaru. Nigdy nie wychodziło mi otwieranie butelki butelką. Kłótnia
ustaje. Wszyscy na mnie patrzą.
- Wow! - Michele przerywa ciszę - Gdzie się tego nauczyłaś?
- W specjalnej szkole otwierania butelek. W Polsce.
- Byłaś kiedyś w Polsce? Zdaje się, że stamtąd pochodzi papież, prawda?
- Ja JESTEM Polką, idioto! Polak po prostu zawsze sobie poradzi. I tak, papież też jest Polakiem.
Pewnie też otwierał kiedyś piwo w ten sposób...
Wypijam jeszcze parę łyków i oddaje im niedokończoną butelkę.
- Dzięki. Strasznie chciało mi się pić. –
zabieram plecak – No to cześć! – i idę znów przed siebie
- Ej! Zaczekaj! Jak masz na imię?!
Michele podbiega do mnie zostawiając kłócących się Antonia z "dziadem".
- Gdzie idziesz? - męczy mnie - Jak masz na imię?
- Idę gdzieś, gdzie was nie ma.
- Nie przejmuj się tymi
dupkami. Nie będą cię już zaczepiać. Ja dotrzymam ci towarzystwa i dopilnuję
żeby nic ci się nie stało.
Widzę, że ta kraina pełna
jest cnych rycerzy... Tylko za jakie grzechy chcą ochraniać właśnie mnie?!
Zrezygnowana siadam na mijanej właśnie ławce.
- mogę usiąść koło ciebie?
Po co pyta? Przecież i tak usiądzie.
- Nie. - odpowiadam.
- Eee... No co ty? - i siada koło mnie - Ale jak ty masz na imię? - jęczy dalej
- A czy to ważne?
- Gdzie jedziesz?
- Daleko.
- Czemu jesteś taka zimna i tajemnicza? Powiedz chociaż gdzie jedziesz.
No w sumie chyba mi to nie zaszkodzi.
- Do Rimini.
- Naprawdę?! - ożywia się - Ja tez tam jutro jadę!
- Jak to?! - nie, to nie może być prawda - Po co?
- Na wakacje. Jadę jutro ok. 12.00. A ty?
- Ja pierwszym rannym pociągiem.
- To może poczekasz na mnie i pojedziemy razem?
- Nie, nie, nie. Nie mogę czekać. - kręcę głową
- Tylko parę godzin. Co ci szkodzi? Ja postawię ci za to bilet.
- Nie, dzięki. Sama sobie kupię.
- Na pewno spotkamy siew Rimini. zobaczysz! - cieszy się popijając swoje piwo
Tylko nie to...
- Zobaczymy. - odpowiadam zimno
Jest godzina 03.35
Michele nadal mnie męczy.
- A gdzie spędzisz tę noc?
Przecież spędzam ją właśnie tutaj. Co on, ślepy?
- O co ci chodzi?! - denerwuję się - Przecież widzisz, że czekam tutaj.
- Na dworcu będziesz spać?
- Nie na dworcu, tylko koło dworca i wcale
nie śpię, tylko czekam. A propos spania, czy ty nie powinieneś już dawno chrapać
w domu?
- Eeee... No co ty?!
- Ile ty w ogóle masz lat chłopczyku, co?
Wiem, że gówniarze są wrażliwi na takie określenia.
- Tylko nie chłopczyku!! – a nie
mówiłam... – Mam szesnaście lat! – chłopiec zaczyna się denerwować nie na żarty
– Mój ojciec ma hotel tutaj! Nie byle jaki! A ja go po nim odziedziczę!
Chyba trafiłam na czuły punkt.
- No i co z tego? Kogo to obchodzi? - kpię z chłopaczyny
- Ciebie powinno. Widzisz
ten budynek? – wskazuje na pierwszy od ulicy, czyli ostatni od skwerku z
wielkim napisem na górze „L’albergo” -
Mój tata jest tam dyrektorem. – unosi dumnie głowę
- Twój tata jest dyrektorem
tak wielkiego i pięknego hotelu a jego syn szlaja się po dworcach? Przepraszam,
ale ja tego nie kupuję – staram się wyprowadzić go jeszcze bardziej z równowagi
– A poza tym, jaki to ma związek ze mną?
- Taki, że ja w każdej
chwili mogę tam pójść i dostać pokój za darmo. Rozumiesz to? – Michele
przybliża twarz, chyba żebym lepiej słyszała – Prysznic i ciepłe łózko! Mogę to
dla ciebie załatwić! Za darmo! Pewnie chciałabyś się wykąpać i zdrzemnąć przed
podróżą...
- To załatw jak jesteś taki mądry! – niewzruszenie kpię dalej – Ha! Dobre! Syn dyrektora!
- To załatw jak jesteś taki mądry! – niewzruszenie kpię dalej – Ha! Dobre! Syn dyrektora!
- To, że sobie chodzę po
nocy nie znaczy, że nie mogę być synem dyrektora hotelu! Robię co mi się
podoba! Mam ochotę się szlajać, to się szlajam. Poza tym, ja szedłem na
dyskotekę i po drodze spotkałem ciebie. Nie mogłem przecież zostawić cię tak
samej...
To zdaje się, ten
najszlachetniejszy ze wszystkich szlachetnych rycerzy.
- Ależ doprawdy, nie musisz
tu ze mną siedzieć. Z przyjemnością poradzę sobie sama.
- Nie kpij ze mnie. –
smarkacz aż kipi – Naprawdę mogę załatwić ci nocleg. To żaden problem.
- To na co czekasz?
- Hmmm.... Która godzina? –
patrzy na zegarek – 03.45. To jeszcze za wcześnie. Tak około piątej rano zamykają
ten bar na dole i wtedy mogę zawracać im głowę.
- O piątej rano?!? O piątej,
to ja już dziękuję. Doczekam jakoś do pociągu.
Przypatruję się uważniej
temu hotelowi. Na dole faktycznie jest jakiś drugi napis, tylko zamiast „bar” widnieje tam „night club”. Miasto Mediolan zdążyło mnie już zapoznać z tego typu
klubem.
- No co ty! Pójdziemy do
baru na dole, posiedzimy a jak skończą tam pracę to załatwię ci pokój. Prześpisz
się do południa a potem pojedziemy razem do Rimini.
- Nie bardzo...
- Co nie bardzo? – przerywa
mi Michele – A może szukasz pracy? Mój tato dałby ci pracę w barze na dole. Co
ty na to?
- Tylko dlaczego na tym
barze jest napisane „night club”?
- Bo to jest nocny bar.
- Słuchaj! Za kogo ty mnie
masz?! Chcesz mnie namówić do pracy w burdelu?! Przecież nie jestem głupia, wiem
o co chodzi!
- A co w tym złego? Jesteś ładna,
masz warunki, wiesz ile byś zarobiła?!
Odbiera mi mowę.
Przypomina mi się rozmowa z tirowcem kiedy przeczekiwałam weekend z Mariuszem
na autogrillu. Pamiętam jak bardzo namawiał mnie żebym wróciła z nim do kraju,
bo według niego skończę tu w jakimś burdelu. Przypomina mi się też jak
wieczorem trafiam przez przypadek do „night clubu” i jak ochroniarze namawiali
mnie żebym w nim pracowała. A teraz ten gówniarz. Nie, ja mam już tego dosyć.
Zakładam plecak, biorę Igora
i żegnam się ostatecznie z Michele;
- Słuchaj mnie teraz
uważnie! – mówię cedząc każde słowo przez zęby – Za chwilę sobie gdzieś stąd
pójdę, a jeśli ty będziesz za mną szedł, to ostrzegam, że cię pobiję a później
zacznę krzyczeć, że gwałcą!
- Ale o co ci chodzi? - oburza się
- O to żebyś się ode mnie
odczepił!!! – wydzieram się tracąc cierpliwość – Rozumiesz?! Hai capito?!?
Vaffanculo! Ciao!
Odwracam się i idę znów w
kierunku dworca zostawiając Michele z rozdziawioną buzią. Po chwili odwracam
się za siebie...
- Aaaaa!!! – krzyczę widząc,
że smarkacz znów za mną idzie – Aaaa!!!! Mówiłam ci, że będę krzyczeć jak tylko
za mną pójdziesz! Spieprzaj stąd! Ostrzegam cię po raz ostatni.
- Wariatka! - mówi Michele po czym wreszcie zawraca w przeciwnym kierunku
Cóż... Pierwsze koty za płoty. Mediolan
zaoferował mi swoje propozycje pracy. Nie są to jednak prace o jakich myślałam
przyjeżdżając tutaj. Najwyższy czas zmienić miasto...
Cdn...
Koniecznie popraw te błędy - historia traci przez nie na wartości.
OdpowiedzUsuńGorączkowo rozglądam się po okolicy [...] Na lewo od [molocha] widać jakiś park a raczej skwer z ławeczkami i fontanną.
OdpowiedzUsuń- [Proszę] tutaj nie spać. – facet nie daje za wygraną – Dworzec to naprawdę niebezpieczne miejsce.
[Gadka-szmatka]. Tak jakbym nie wiedziała, że w nocy samemu na dworcu jest niebezpiecznie.
[Drętwieję] na odgłos męskiego szeptu za plecami.
- Nie słyszałaś mnie? – pyta jakby [trochę] [podenerwowany].
- Eee...eee... e! – wyższy chłopak kręci głową z [uśmiechem] grożąc przy tym palcem.
[Chłopak] jednak znów zastawia mi drogę, [...]
- Słuchajcie, strasznie chce mi się pić. Macie [coś do] picia?
- Tu jesteś, bella! – na [horyzoncie] pojawia się zaczepiciel nr.1, [...]
To złe chłopaki. [...] czyli przejeżdża palcem po [szyi.]
- Może być? - pyta Michele wręczając mi [butelkę.]
- No to ładnie! Już się napiliśmy! - [wtóruje mu] Antonio.
Co to za nieudaczniki [są?...]
Wypijam jeszcze parę łyków i [oddaję] im niedokończoną butelkę.
- [Mogę] usiąść koło ciebie?
- [Dokąd] jedziesz?
- Czemu jesteś taka zimna i tajemnicza? Powiedz chociaż [dokąd] jedziesz.
- Nie, nie, nie. Nie mogę [czekać]. - kręcę głową.
- Na pewno spotkamy [się w] Rimini. zobaczysz!
- Ciebie powinno. Widzisz ten budynek? – wskazuje na pierwszy od ulicy, czyli ostatni od [skwerku] z wielkim [...]
- Taki, że ja w każdej chwili [...] – Prysznic i ciepłe [łóżko!] Mogę to [...]
Odbiera mi mowę. [...] Przypomina mi się też jak wieczorem [trafiłam] przez przypadek do „night clubu” [...]
- Wariatka! - mówi Michele [po czym] wreszcie zawraca w przeciwnym kierunku.