ODROBINA WYTCHNIENIA
„Ludziom przydałby
się czasem
dzień
wolny od życia.”
Św. Augustyn
„Piibiiiiibb!!!”.
No, wreszcie przyjechał! Zrywam się słysząc autokarowy klakson. Ciacho macha do mnie z daleka i przywołuje do
siebie.
- Cześć mała! - buziak w policzek
- Cześć Ciacho.
Pomaga mi z bagażem i już jestem w środku
siedząc w pierwszym rzędzie foteli. Jedziemy na południe, na Sycylię a
konkretnie do Palermo. Opowiadam koledze moje dotychczasowe przygody na co
ten;
- Może znajdziemy ci jakąś pracę w Palermo...
- Może... Ale raczej wolałabym nie pracować
na południu. Z doświadczenia wiem, że tam mało płacą i często oszukują.
- Mało płacą?! – dziwi się Ciacho – Moja
znajoma pracowała ostatnio w Kalabrii u takiej rodziny. Wiesz, zajmowała się
domem...
- Wiem. To samo co wakacje robi moja matka. Też w Kalabrii zresztą.
- No i wiesz ile ona sobie zarobiła?
- Ile? - pytam zaskoczona, że ktoś w tym regionie może faktycznie dużo zarobić
- 500 euro na miesiąc! Wyobrażasz to sobie?!
- Tak. Moja matka też mniej więcej tyle tam
bierze za miesiąc.
- No i alegancko! - Ciacho mruga do mnie z uśmiechem
Zawsze wyróżniał się swoimi powiedzonkami,
przekręceniem wyrazów. Najciekawsze jest to, że od tego dwie głowy niższego ode
mnie, łysego i chuderlawego facecika biorą przykład inni kierowcy po fachu,
zapożyczając od niego różne frazy. No i oczywiście cały czas wcina ciastka.
- Przepraszam, ale dla mnie 500 euro to
trochę mało.
- Mało?! – Ciacho unosi brew – To przecież
około 2.000 zł.! To jest mało?!
- Powiem ci tak; gdybym zarabiała tyle w
Polsce, to byłabym zachwycona ale jadąc na zachód do kraju,
w którym są inne realia niż u nas, spodziewam się zarobić trochę więcej. –
tłumaczę spokojnie – Nie zamierzam przeliczać włoskich pensji na złotówki i być
zachwycona, iż zarabiam minimalnie więcej niż biedny Polak w kraju. Mam
zamiar zarobić na studia i chociaż na pierwszy miesiąc wynajmu mieszkania.
- Ale jakbyś pracowała tak jak ta moja
znajoma to odpadłby ci wikt i opierunek. Mieszkałabyś i jadła u tych ludzi.
- Dziękuję bardzo! Ja nie chcę czuć się jak
niewolnik w czyimś domu. Jeśli mieszkasz u kogoś i tam pracujesz, to tak
naprawdę pracujesz dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie wiem czy to jest
warte swojej ceny.
- Ale przecież dla ciebie byłaby to idealna
praca. – Ciacho broni swych poglądów pochłaniając ciastko za ciastkiem, ja staram sioębronić mojej wolności –
Mogłabyś być na przykład nianią. Opiekowałabyś się tylko dzieckiem, jedzenie i
spanie za friko i jeszcze byś zarobiła.
- Aha, tak przy okazji? Ciacho, mówisz tak
jakbym nie miała co robić, dlatego zaryzykowałam życie i przyjechałam stopem do
Włoch popiastować sobie cudze dziecko. Ja chcę przede wszystkim zarobić, ale
nie każdym kosztem.
- Chcesz ciastko? - przerywa Ciacho
- A dziękuję, chętnie. - częstuję się
- Aleganckie, nie?
- Uhm... – chrupię pyszne ciastka i wyjaśniam dalej
– Myślisz, że tylko opiekowałabym się dzieckiem?
- A co? Nie?
- Oczywiście dzieckiem przede wszystkim ale
oprócz tego musiałabym pewnie zająć się domem, to znaczy; prać, prasować,
sprzątać, gotować a wypłatę dostawałabym tylko za opiekę nad dzieckiem. W
dodatku słyszałam, że włoskie dzieci nie należą do najgrzeczniejszych. Są dosyć
rozpieszczane... Dzieciom wolno absolutnie wszystko a mnie, jako niańce, nie
będzie wolno absolutnie nic. Oprócz tego często pojawia się problem zazdrosnej
żony, której wydaje się, że mąż tylko czyha aby uwieźć młodą nianię. Nie
Ciacho, ja naprawdę nie chcę takich problemów. Mam na to za słabe nerwy.
- Więc co zamierzasz?
- Poszukać jakiejś pracy w restauracji lub
barze. Wolę być dziesięć godzin kelnerką a potem przespać się chociażby gdzieś
na zapleczu niż być nianią i gospodynią domową przez dwadzieścia cztery godziny
na dobę za mniejsze pieniądze. Poza tym we włoskich restauracjach pracownicy
mogą jeść do woli więc problem wyżywienia odpada.
- A propos, pewnie jestes głoda. Zjesz coś?
- Nie, dziękuję. Nie trzeba.
- To ci coś zrobię.
Ciacho otwiera lodówkę ukrytą w pulpicie koło
kierowcy, wyciąga chleb, masło, pomidory i zaczyna kroić.
- Takich kanapek jak ja robię, to nikt nie
robi! Zobaczysz! Tutaj wszyscy proszą żebym im zrobił kanapki, bo sami nie
potrafią. Prawda, Adam?
- Prawda. – odzywa się kierowca siedzący
akurat za kierownicą – Skoro już robisz, to zrób mi też.
- Ha! Widzisz Marta? Nie mówiłem...?
Ciacho podaje mi kanapki i siada koło mnie.
Prawdę mówiąc, to byłam już nieziemsko głodna ale głupio było mi powiedzieć.
- A może jakiś filmik puścimy, co?
- Super! A co macie?
- Tylko aleganckie filmy.
Ciacho puszcza film, potem drugi i trzeci i
tak do wieczora. Potem czas na sen. Wreszcie czuję się ciepło i bezpiecznie.
Rano znów kanapki, filmy i paplanie o niczym.
Od czasu do czasu oczywiście robimy postoje. W takiej atmosferze dojeżdżamy do
Palermo. Po wysadzeniu ostatnich pasażerów jedziemy umyć autokar. Nie miałam
pojęcia, że ludzie aż tak brudzą...
- Dobra. Zrobione! – mówi Ciacho chowając
miotły do schowka – Jedziemy teraz na bazę.
Jak się okazało, baza to nic innego jak
zwykły, polski punkt sprzedaży biletów autokarowych.
- To jest Marta, Asiu. – Ciacho wskazuje na
mnie ręką – Przyjechała z Polski do Włoch autostopem.
- Żartujesz?! – dziewczyna patrzy ze
zdziwieniem najpierw na Ciacha potem na mnie – Aśka jestem. – uścisk dłoni
Aśka sprzedaje bilety właśnie w tym punkcie.
Udziela informacji itp... Bardzo ładna dziewczyna. Nie za wysoka, nie za niska,
ładna figura i ładna buzia. Oczywiście dziwi się, że przyjechałam autostopem i
o wszystko wypytuje.
- Ja myję się pierwszy! - krzyczy Adam i wchodzi na zaplecze
- Mamy tutaj prysznic. – tłumaczy Ciacho – Zawsze się tutaj
odświeżamy. Po Adamie ja szybko skoczę a potem ty się umyjesz, bo pewnie będziesz
dłużej.
- Ok. - odpowiadam
Po prysznicu świat lepiej wygląda. Wychodzę z zaplecza z mokrymi włosami i słyszę;
- Mamy dla ciebie pracę, Marta!
- Co? Jaką?
- Była tu niedawno u mnie taka kobieta i mówiła, że
potrzebuje kelnerki do pracy ale w Rzymie. – tłumaczy Asia
- W Rzymie? Świetnie! O to mi właśnie chodzi!
- Tak. Dobrze, że sobie przypomniałam. Zostawiła wizytówkę
z numerem telefonu. Masz, zadzwoń. Tu jest budka telefoniczna.
Podekscytowana wykręcam numer z wizytowki.
- Halo? - odzywa się kobiecy głos w słuchawce
- Dzień dobry. – mówię nieśmiało – Mam na imię Marta, dzwonię do pani w sprawie pracy. Podobno potrzebuje pani kelnerki.
Czy to prawda?
- Tak, to prawda. - odpowiada kobieta - Nie jesteś Włoszką?
- Nie, jestem Polką.
- Ale znasz język włoski?
- No przecież rozmawiamy...
Czy ja mówię po chińsku?
- Czy masz jakieś doświadczenie?
- Tak. Byłam kilka razy kelnerką i barmanką właśnie we Włoszech.
- Hmm... Dobrze. Czy mogłybyśmy się spotkać w takim razie
jutro o godzinie 15.00 na dworcu Tiburtina w Rzymie?
- Na dworcu Tiburtina?
- Tak. To dworzec kolejowy w Rzymie.
- Dobrze.
- Żeby się szybciej znaleźć spotkajmy się w McDonaldzie obok przechowalni bagażu, dobrze?
- Dobrze.
- Wtedy sobie wszystko spokojnie omówimy. Zatem do zobaczenia.
- Do widzenia. Dziękuję.
No i po rozmowie.
- Mam być jutro o 15.00 na dworcu w Rzymie. - przekazuję informacje
- No! To super!
- Widzisz? Wszystko dobrze poszło.
- Gratuluję! - przekrzykują się jedno przez drugie
- Wysadzimy cię jutro na najbliższym
autogrilu koło Rzymu. Ale o 05.00 rano. Dasz sobie radę?
- A mam wyjście? Jasne, że tak!
Żegnamy się z Aśką i wracamy do autokaru.
Trzeba jeszcze tylko poczekać na pasażerów i można ruszać...
- Popatrz na tych. – Ciacho wskazuje na obściskującą
się przed autokarem parę – Czemu ta dziewucha ryczy?
- Nie wiem. - odpowiadam przyglądając się ukradkiem
Dziewczyna może niezbyt piękna ale i nie brzydka. Młoda
blondynka, cała czerwona od płaczu ściska i całuje dużo niższego i starszego od
niej Włocha.
- Co ona w nim widzi? - zastanawia się Ciacho
- Nie wiem. - odpowiadam
Włoch nie reaguje tak dramatycznie jak Polka. Spokojny i
opanowany coś tam do niej mówi popychając ją w stronę autokaru, który wypełnia
się powoli pasażerami. Dziewczyna wnosi podręczny bagaż do autokaru i zaraz
wybiega z płaczem w ramiona swego ukochanego.
- Idiotka. - komentuje Ciacho
Jej płacz słychać chyba w obrębie kilku kilometrów. Jak ranny zwierz...
- Może jest z nim dla pieniędzy a może
imponuje jej to, że mieszka na Sycylii, ma ciemną karnacje i mówi melodyjnym językiem...
– snuję ciche przypuszczenia
- Najdziwniejsze jest to, że prawie co
tydzień oglądam takie obrazki.
- A może po prostu go kocha? - zastanawiam się głośno
- Eee... – Ciacho macha lekceważąco ręką –
Może i go kocha ale z jakiego powodu?
- Nie wiem. Może jest po prostu fajny...
- Mało jest fajnych chłopaków w Polsce?! –
zdenerwowany Ciacho staje na schodkach do autokaru – RUSZAMY! – krzyczy, siada
za kółkiem i odpala silnik
Dziewczyna wreszcie wsiada odstawiając przy
tym scenę godną filmu „Przeminęło z wiatrem” przy czym Scarlett O'Hara mogła by u niej pobierać lekcje dramatyzmu.
Jedziemy z powrotem znów oglądając filmy i
gadając o coraz większej liczbie Polek wychodzących za Włochów....
Dlaczego tak się dzieje? Czyżby Polacy nie
dbali o swoje kobiety? Z moich wieloletnich obserwacji wynika, że Włosi
traktują swoje kobiety jak boginie. Ale najczęściej niestety tylko na początku.
To jest tak;
Samiec wabi samicę wszelkimi sposobami;
strojąc się w piękne piórka, skacząc koło niej, dostarczając jej wszystkiego,
czego zapragnie, wcześniej niż ona sama o tym pomyśli. Wabi ją nie tylko swym
strojem i spełnianiem zachcianek, ale i pozycją w stadzie. Jeśli ktoś był we
Włoszech wie, że mężczyźni chodzą po tak zwanej passegia’cie, czyli deptaku,
najczęściej trójkami. Jeden z nich zawsze idzie z przodu, przy czym pozostali
dwaj lekko za nim niczym penis i dwa jaja. I właśnie ten penis jest samcem
alfa, który dzięki swej pozycji w stadzie ma największą szansę na zwabienie
upatrzonej samicy.
Poza tym w okresie godowym samce nawołują
samice śpiewem, (wiadomo, że Włosi są bardzo muzykalni i rozśpiewani), a
ostatnio także swym niechlujnym zachowaniem, (mówienie soczystych przekleństw w
obecności dam swojego serca, wieszanie ramienia na jej barkach podczas spaceru,
itp...)
Wydawałoby się, że samce pochodzące z południa
Europy opanowały sztukę wabienia do perfekcji lecz zgodnie z ewolucją ich
samice stają się coraz odporniejsze. Żądają więcej i więcej, mało przy tym
dając od siebie, (oczywiście na pewno nie wszystkie. Mówię tu o MOICH
obserwacjach). Dlatego włoskie samce przenoszą swe zainteresowane na
nieświadome niczego samice z północy a konkretnie z północnego wschodu - krajów biedniejszych, gdyż im jest łatwiej zaimponować.
Włoskim samcom odpowiada skromność północnowschodnich samic, brak zachłanności,
(przynajmniej z pozoru), talenty kulinarne, opiekuńczość, pracowitość, małe
wymagania, (przynajmniej na początku), a przy tym oryginalna uroda. Zaczynają
więc powoli zarzucać swoją sieć... A północnowschodnie samice wpadają w nią jak
śliwki w kompot, bo czują się niedoceniane przez swych północnowschodnich
samców, którzy chwalą się, kto więcej wódy wypije i kogo ostatnio udało im się
zmasakrować pod wpływem alkoholu.
Niedopieszczone i nierozumiane zwracają się
ku samcom południowym, jako że ci dbają o kobiety, nie muszą pić do zabawy, nie
są agresywni a i uroda inna (tzn. ciemna) też ma swoje znaczenie.
Lecz z czasem, po usidleniu
północnowschodniej samicy, włoski samiec pokazuje swe prawdziwe oblicze, czyli
przede wszystkim oblicze pana i władcy, („JA tu rządzę! Ty jesteś tylko
dodatkiem!”). Skutecznie uświadamia północnowschodnią samicę, (i nie tylko,
często włoskie samice też są traktowane w ten sposób), gdzie jest jej miejsce,
tzn. w kuchni i z czym jej najlepiej do twarzy, tzn. z miotłą, ścierką i
garnkami. Nie zamierza z nią omawiać domowego budżetu i innych ważkich spraw,
bo i po co? To tylko kobieta... Do łóżka i tak wkrótce znajdzie sobie inną. Być
może, dlatego północnowschodnie samice podświadomie wybierają stare włoskie
samce, bo wiedzą, że taki będzie zachwycony młodą żoną, większe prawdopodobieństwo,
że nie zdradzi i nie zostawi...
Po zalegalizowaniu związku jest już raczej za
późno na przyznanie się do błędu i północnowschodnie samice, kontaktując się ze
swymi rodzinami i koleżankami mówią, że wszystko jest w porządku i pięknie jak
z bajki. Żeby zaś koleżanki bardziej zazdrościły zagranicznego męża,
opowiadają, że włoski ogier nadal jest divino i w ogóle książę z bajki, a co?!
Niech sobie myślą...
W ten oto sposób coraz więcej Polek i innych
kobiet z północnowschodniej Europy wiąże się z Włochami. Może nie jest tak z
każdą kobietą ale na pewno duża większość nie zdając sobie nawet z tego
sprawy, podchodzi pod mój opis.
Taka jest moja teoria - RZEKŁAM!
- Yyy.. - mówi Ciacho - No właśnie!
- Tak to już jest, - kwituję - Cudze chwalicie, swego nie znacie...
Rozmowy, filmy, trochę snu i już stolica wita.
- Marta! – Ciacho budzi mnie w środku nocy szarpiąc za nogę
– Jesteśmy już koło Rzymu. Zatrzymamy się na autogrillu, to poszukasz kogoś,
kto jedzie do miasta.
- Łaaa... - ziewam - Dobrze.
- Pomogę ci.
Wychodzimy z autokaru i Ciacho podbiega do
jakiegoś faceta, który akurat tankuje i w miarę swoich językowych możliwości,
pyta go czy jedzie do Rzymu.
- Marta! – woła mnie – Ten jedzie do Rzymu!
Spytaj go czy cię weźmie.
Trochę mi głupio, ale podchodzę do tego pana,
przedstawiam mu siebie i po krótce moją sytuację i pytam czy mógłby mi pomóc.
Mężczyzna się zgadza.
- Oczywiście. – mówi – Zawiozę cię na sam
dworzec Tiburtina.
Żegnam się z Ciachem, który mimo awanturujących
się pasażerów, „dlaczego stoimy, proszę pana?! Czy to przerwa? Nie? To,
dlaczego nie jedziemy?!”, Pomaga mi przenieść bagaż i już siedzę w
samochodzie Włocha jadącego do Rzymu. Przecież tam czeka na mnie praca...
Cdn...
Ja jako pólnocnowschodnia samica zgadzam sie z tym opisem w 100%!!! Jako nastolatka znałam dużo północnowschodnich samców którzy robili dokladnie tak jak napisalas-czyli chwalili sie ktory kogo bardziej zmasakrowal i ile ktory wypil.i jak to fajnie bylo..bo zaden nic nie pamieta..i jeszcze ktory ile pawiow puscil..:) a same południowe lubią się bawić ale nigdy zadnego nie widzialam w takim stanie jak samca północnowschodniego.
OdpowiedzUsuńZ tym pawiem jeszcze zapomniałam. Masz rację. Zauważam nawet pewną modę na wychwalanie się ile to się wymiotowało i jak bardzo i kto dalej. Sarmacka dusza! :)
UsuńWłosi mają sporo zalet, jedną z nich jest własnie umiejętność zabwy bez lub z małą ilością alkoholu. Nie boją się tańczyć. Ale niestety, są takze zbyt zadufani w sobie i nie rozumieją, że jakaś samica może im odmówić. Z biegiem lat, obserwując znane mi przypadki małżeństwa z Włochem moge stwierdzić, że nie mają zbytnio szacunku do kobiet. Szanują swoje mamy, równocześnie zajeżdżając je jak Piłsudski Kasztankę. Przynieś, wynieś, pozamiataj. I muszę przyznać, że w Polsce jest pod tym względem lepiej moim zdaniem.
Świetne porównanie zwyczajów godowych:-)
OdpowiedzUsuńTakie moje osobiste i subiektywne obserwacje. :)
Usuń