wtorek, 22 października 2013

ROZDZIAŁ XV (część trzecia)



           Mieszkanie Maurizia jest małe ale w porównaniu do poprzedniego mieszkania Rosaria, wydaje się olbrzymie. Zaczyna się od kwadratowej i nawet dość czystej kuchni utrzymanej w bielach.
- Zazwyczaj jem na mieście. – wyjaśnia gospodarz jakby czytając w moich myślach
Trzymając się lewej ściany kuchni, wchodzimy w mały przedpokój w którym po prawej stronie znajduje się łazienka.
- Jest mała, ale staram się przynajmniej utrzymać w niej porządek. Tutaj masz ręcznik – wiesza na wieszaku – A tu są wszystkie kosmetyki. Jakbyś czegoś chciała, to śmiało z nich korzystaj.
Rozglądam się po półeczkach i przelatuję wzrokiem po piance do golenia, balsamie po goleniu, żyletkach i perfumach.
- Dziękuję. – odpowiadam – Mam swoje kosmetyki.
Po wyjściu z łazienki skręcamy w prawo i wchodzimy do salonosypialni z dużym, rozkładanym łóżkiem zajmującym większość pokoju i wyeksponowanym, ogromnym telewizorem, BOGIEM większości domostw. Na lewo od telewizora jest wyjście na mały taras. Mimo, że wyraźnie przeważają kolory czarny i szary, wszystko sprawia dość przytulne i przyjemne wrażenie.
- Potrzebujesz czegoś do spania? Jakąś koszulkę, spodenki...
- W sumie to by się przydało.
- Nie ma sprawy. Już ci coś daję. - Maurizio przygotowuje mi posłanie, daje mi swoją koszulę do spania, jakieś spodenki, mówi;
- Czuj się jak u siebie. – i idzie na dół do sąsiada
Siedzę w koszulce z napisem; „As ROMA” z przodu i „CARLO ZOTTI  25” z tyłu. Wyciągam nogi na dwuosobowej, rozkładanej do przodu kanapie i nie mogę uwierzyć w tak niesamowity dar od losu. Niedawno poznany człowiek ratuje mnie przed nocą w parku i przygarnia pod swój dach jak bezdomnego kota. W dodatku żebym czuła się pewniej i bezpieczniej, rezygnuje ze spędzenia nocy we własnym mieszkaniu. Właśnie. Mam trochę wyrzuty sumienia, że właściciel mieszkania musi przez całą moją obecność spać po sąsiadach.
Okazało się jednak, że niepotrzebnie się tym trapię.
Mniej więcej dziesięć minut później Maurizio otwiera drzwi od mieszkania i cicho wchodzi do pokoju. Wygląda jak zbity pies ze spuszczoną głową, kołdrą pod pachą i poduszką w ręce.
- Kolega zmienił zdanie. – mówi cicho, wręcz niesłyszalnie – Powiedział, że mam iść do siebie, bo on ma gościa. Czy mogę... - jego wzrok pada na łóżko na którym już siedzę – Myślę, że się pomieścimy...
No niee... A miało być tak pięknie.
- Jasne, to przecież Twoje łóżko.
- Przycupnę sobie tak na krawędzi tylko. – zarzeka się siadając podobnie jak ja, z wyciągniętymi nogami na drugim końcu łóżka – Możemy pooglądać sobie trochę telewizji – dodaje włączając telewizor – Mam mnóstwo kanałów.
- Chętnie.
- Czekaj, czekaj... Był tu gdzieś jakiś polski kanał zdaje się. – przelatuje szybko po stacjach telewizyjnych różnych narodowości – O! Jest! To polski kanał, prawda?
- Tak. – odpowiadam widząc znaczek Polsatu – I znam nawet ten film. Już go widziałam.
- Amerykański.
- Aha.
- Czekaj... To jest... to jest ten, no...”Koszmar minionego lata”! – przypominam sobie
- No tak, tylko dlaczego to wszystko mówi jeden facet?
- Nie mówi wszystko jeden facet, - oburzam się – tylko czyta. To jest lektor.
- No ale jak wy możecie to oglądać? – wskazuje pilotem na telewizor
- Czasem dobrze jest się odmóżdżyć i obejrzeć jakiś amerykański, mało ambitny film.
- Chodziło mi o tego faceta co podkłada głos. Przecież on mówi nawet za kobiety. To głupie.
- Sam jesteś głupi. – śmieję się – Nie słyszysz oryginalnych głosów? Wsłuchaj się. Po pewnym czasie nie zwracasz uwagi na lektora a słyszysz oryginalne głosy aktorów.
- Ale on mówi za kobiety. O! Słyszysz?! Teraz! Ta babka mówiła męskim głosem!
- Mówiła normalnym głosem. Amerykańskim.
- U nas każdy aktor mówi innym głosem a nie jak u was, kobieta, mężczyzna, dziecko, wszyscy mówią jak facet.
- Bo takim leniom jak wy, wszystko trzeba podać na tacy. My nie mamy dubbingu i bardzo dobrze, bo dzięki temu uczymy się trochę angielskiego.
- Co?
- Normalnie. Słyszysz? – wskazuję na telewizor zmieniając pozycję siedzenia na „po turecku” – O! Teraz mówi ta babeczka; „Don’t kiil me! Aaaa!!” a lektor tłumaczy tak ze dwie sekundy później, dzięki czemu wiem jak jest po angielsku; „Nie zabijaj mnie! Aaa!!”
- Bez sensu. Zero emocji w jego głosie.
Uuhh! Co za ciemnota...
- O to właśnie chodzi! Chociaż ja osobiście uważam, że najlepszym rozwiązaniem byłyby napisy.
- To jeszcze gorsze. Prawie jak czytanie książek.
- Już powiedziałam co na ten temat myślę. Jesteście leniami i nawet nie widzicie, że rząd stara się z was zrobić kretynów, bo im głupsi obywatele, tym łatwiej rządzić. Ogłupiają was jak mogą choćby przez telewizję a wam to pasuje bo jesteście L E N I E.  Dowodem tego są choćby wasze teleturnieje, gdzie w tle zawsze tańczą półnagie babeczki. A to przez to, że nie jesteście w stanie oglądać dłużej niż pół minuty programu, w którym nie widać trzęsących się cycków.
- Sama to wymyśliłaś?
- Tak. – podnoszę z dumą głowę
- Lubisz tworzyć teorie spiskowe. – kręci głową z uśmiechem
- Może i teorie, ale przyjrzyj się swojemu państwu. Każdy Włoch uważa, że Italia to najpiękniejszy kraj na świecie i nie ma nic lepszego.
- Bo tak jest. – przerywa mi
- Sam widzisz. Jesteście zamknięci na inne kultury, ciekawostki i nowości. Oprócz tego nie znam osobiście Włocha, który władałby jakimkolwiek językiem obcym. Nie macie pojęcia o podstawowej geografii.- wyliczam na palcach – Nie znacie niczego co jest poza waszym butem. Mikołaj Kopernik to według was Włoch, Maria Skłodowska Curie była tancerką, a w Polsce chodzą niedźwiedzie polarne po ulicach. Ale o czym ja mówię, przecież wy nawet nie znacie swojego własnego godła.
- My nie mamy godła.- znów przerywa  - Chyba...
- Widzisz? Ale są też tego i dobre strony. Trzymacie się razem. Dbacie o waszą kulturę i tradycję, co nie jest łatwe przy takim natłoku turystów. Jesteście bardzo rodzinni i ...
- I mamy świetny dubbing! – śmieje się Maurizio
Podoba mi się ta kłótnia. Przynajmniej atmosfera trochę się rozluźniła.
- Dobra. Na przykładzie ci wytłumaczę. Widziałeś film; „Ostatni smok”?
- A o czym to było?
- O ostatnim smoku. Tytuł oryginalny to; „Dragon’s heart”.
- Widziałem, zdaje się.
- Wiesz, że Sean Connery podkładał głos pod tytułowego smoka?
- Nie.
- A widzisz?! – wskazuję na niego tryumfalnie palcem – a to było w tym filmie najlepsze. Właśnie głos Shoena Connery'ego. Z dubbingiem film traci swą magię.
- Zresztą.. – macham lekceważąco ręką – Ty tego nie zrozumiesz.
Oglądamy oboje film, w którym zakapturzona postać z hakiem straszy głównych bohaterów.
- Ja myślę, że mordercą jest kura. – odzywa się nieoczekiwanie, po parominutowej ciszy Maurizio
- Co takiego?
- Normalnie kura. Dlatego chodzi zakapturzona. Żeby nikt nie zobaczył dzioba. I dlatego używa haka zamiast ręki. To także część kamuflażu.
Spoglądam na Maurizia i widząc jego poważną minę i lekko wyłupiaste oczy udające kogoś bardzo czymś przejętego lub przestraszonego, wybucham gromkim śmiechem.
- Dlaczego akurat kura, a nie na przykład kogut? – pytam krztusząc się od śmiechu
- Tego nie wiem. Wydaje mi się, że kury są zdolne do czegoś takiego.
- Doprawdy? – próbuję powstrzymać uśmiech
- O, o, o! Patrz! – podekscytowany wskazuje ekran
Akurat jakiś tajemniczy szaman odprawia swą czarną magię czy coś w tym stylu, używając do tego kurzej łapki i pióra. Szaman otwiera drewnianą szafkę i kamera najeżdża na jej zawartość; kurze łapki, dzioby, tajemnicze talizmany...
- A nie mówiłem! – cieszy się jak dziecko – Wymienia sobie łapki gdy stare mu się zużyją. Albo nie chce zostawiać odcisków, dlatego używa cudzych łapek!
- A może kura nie jest mordercą tylko ofiarą? Morderca zabija kury i trzyma części ciała w swojej szafie jako trofea.
- Tak myślisz? Hmm... To też jest możliwe. Tylko dlaczego w takim razie ci ludzie przed nim uciekają?
- Ale czy to aby na pewno są ludzie? – podnoszę lekko brew – Może to też są kury, przebrane tylko za ludzi?
- Żeby się przed nim ukryć, bo myślą, że on szuka ludzi. – podłapuje Maurizio
- Właśnie.
- Ale on się zorientował i teraz ich ściga. Trochę to pogmatwane...
- Noo... Niczym „Moda na sukces”.
I tak sobie rozmawiamy cały wieczór, śmiejemy się i przedrzeźniamy. Niektórzy osiągają taki stan dopiero po wypaleniu paru jointów a nam to tak samo z siebie wyszło.
W pewnym momencie wszystko zaczęło mi się rozmazywać, potem ciemnieć i w tle usłyszałam tylko cichy głos Maurizia;
- Marta?
I odgłos wyłączanego telewizora.
Następnego ranka...
- Dzisiaj nic nie robisz, Marta. Odpoczywasz. Masz wakacje. Rozumiesz? – Maurizio siada na balustradzie tarasu
- Wczoraj przecież prawie nic nie robiłam. Dziś muszę zarobić.
- Daj sobie spokój. Dzisiaj poczujesz, że masz wakacje. Jedziemy nad morze. Co ty na to?
- Nie, nie, nie... – kręcę z uśmiechem głową opierając się plecami o murek tarasu – Pojadę na Piazza Navona i...
- Nie, nie, nie... Piazza Navona nie ucieknie. – Maurizio przerywa mi gestem ręki – Dziś zrób sobie wakacje. Należą ci się.
- No ale... Jak to tak?
- Normalnie. Po prostu zaufaj mi, va bene?
- No dobrze. Ale jeśli nie zdążę zarobić na studia, to będę cię straszyć nocami po śmierci. – grożę palcem
- Przyrzekam, że wszystko będzie dobrze. – przykłada prawą dłon do serca, lewą podnosi do góry – A teraz weź wszystko co potrzebujesz na plażę, czyli kapelusz, okulary i klapki.
Jakiś czas później...
- Dobrze się czujesz, Marta? Coś niewyraźnie wyglądasz.
Płyniemy rowerkiem wodnym po morskich falach. Wypożyczyliśmy go na godzinę ale minęło chyba 15 min. a ja czuję, że zaraz puszczę pawia za burtę.
- Chyba jednak jestem szczurem lądowym. – tłumaczę starając się nie patrzeć w fale -  Niedobrze mi.
- Wracamy na plażę. – oznajmia troskliwym głosem Maurizio
Parę minut później...
Siedzę na leżaku zwinięta w kłębek i staram się uspokoić mój organizm po przeżyciach na okrutnych morskich falach.
- Zobacz Marta, jak ja wyglądam. – Maurizio staje przed moim leżakiem
- O co ci chodzi? Normalnie wyglądasz.
- Normalnie? Ja wyglądam jak KURA!
- Co?! Hahahaha.... – prostuje się ze śmiechu – Jaka znowu kura?
- No spójrz na mnie tylko.
- Przestań głupoty opowiadać.- zakładam nogi pod brodę starając się ścisnąć żołądek
- Ale nie, tylko spójrz. – macha rękami w moją stronę – Popatrz. Widzisz te nogi? – wskazuje swoje kończyny dolne
- No co? Normalne nogi.
- Normalne nogi?! Wyglądają jak kurze łapki!
- Co?! Hahaha!!!! Ale wymyśliłeś...
- Ja mówię poważnie, Marta. To nie są żarty. – odpowiada bez śladu uśmiechu – Zobacz jakie są krzywe, takie pałąkowate. I te kolana...
- Co z nimi?
- Wystają! Jak kurze.
Maurizio moduluje głos jakby opowiadał straszne opowieści małym dzieciom robiąc przy tym miny jakby... Jakby chciał wszystkich wokół zadziobać.
- Hahahaha!!!!
- Ale nie! Czekaj! Ja mówię poważnie. Zobacz dalej.
- No, co?
- Sięgasz wzrokiem wyżej i co widzisz?
- Hmm?
- Wystający bebech! Jak u kury!
- Gdzie?! – zachłystuję się śmiechem
- No jak to gdzie?! Tutaj! – głaszcze swój mały, wystający ledwo brzuch – z tym brzuchem na tych patykowatych, krzywych nogach wyglądam jak kura, Marta. Nie zaprzeczysz. Ale to nie koniec.
- Nie koniec? Co jeszcze?
- Najgorszy jest dziób!
- Jaki dziób?! –  nie wytrzymam, zaraz wybuchnę śmiechem
- No nie mów, że nie widzisz tego nosa. – pokazuje swoj profil i wyciąga szyję maksymalnie do przodu – Przecież ten nos wygląda jak kurzy dziób!
- Wygląda jak normalny ludzki nos.
- Nie, nie...  Zobacz teraz. – Maurizio porusza szyją w tył i przód jakby tańczył coś na modłę egipską, w efekcie jednak wygląda to jakby chciał kogoś rzeczywiście zadziobać – Widzisz?! A jak dołączę do tego jeszcze; koookokoo...!!!!
- Hahahahaaha!!!!
Tarzam się ze śmiechu po piasku, bo dawno już spadłam z leżaka. Maurizio zaczyna ruszać zgiętymi w łokciach rękoma i chodzić na ugiętych nogach w tą i z powrotem.
- No teraz, to już chyba, kokoooko, nie zaprzeczysz, kookokooo.....!!!
- Hahaha!!! Teraz to faktycznie nie da się ukryć, hahahaha!!!!
Zapomniałam z tego wszystkiego, że jeszcze przed chwilą było mi niedobrze.

Następnego ranka...
- Lubisz piłkę nożną, Marta?! – Maurizio krzyczy z łazienki
- Pewnie, że tak!
- To świetnie, bo dzisiaj są derby Lazio – Roma a ja mam akurat dwa bilety. Pójdziesz ze mną?
- Z chęcią, ale muszę dzisiaj jeszcze pomimować i...
- Spokojnie... Na wszystko przyjdzie czas. Muszę iść na chwilę do pracy. Posiedzisz sama w domu przez jakieś dwie godziny? – pyta wychodząc z łazienki i wycierając twarz ręcznikiem
- Nie ma problemu. A gdzie ty właściwie pracujesz?
- Mam swoją własną wytwórnię lodów.

Cdn...