Mieszkanie Maurizia jest małe ale w porównaniu do poprzedniego mieszkania
Rosaria, wydaje się olbrzymie. Zaczyna się od kwadratowej i nawet dość czystej
kuchni utrzymanej w bielach.
- Zazwyczaj jem na mieście. – wyjaśnia gospodarz jakby czytając w moich myślach
Trzymając się lewej ściany kuchni, wchodzimy w mały przedpokój w którym po
prawej stronie znajduje się łazienka.
- Jest mała, ale staram się przynajmniej utrzymać w niej porządek. Tutaj masz
ręcznik – wiesza na wieszaku – A tu są wszystkie kosmetyki. Jakbyś czegoś
chciała, to śmiało z nich korzystaj.
Rozglądam się po półeczkach i przelatuję wzrokiem po piance do golenia,
balsamie po goleniu, żyletkach i perfumach.
- Dziękuję. – odpowiadam – Mam swoje kosmetyki.
Po wyjściu z łazienki skręcamy w prawo i wchodzimy do salonosypialni z
dużym, rozkładanym łóżkiem zajmującym większość pokoju i wyeksponowanym,
ogromnym telewizorem, BOGIEM większości domostw. Na lewo od telewizora jest wyjście na mały taras. Mimo, że
wyraźnie przeważają kolory czarny i szary, wszystko sprawia dość przytulne i
przyjemne wrażenie.
- Potrzebujesz czegoś do spania? Jakąś koszulkę, spodenki...
- W sumie to by się przydało.
- Nie ma sprawy. Już ci coś daję. - Maurizio przygotowuje mi posłanie, daje
mi swoją koszulę do spania, jakieś spodenki, mówi;
- Czuj się jak u siebie. – i idzie na dół do sąsiada
Siedzę w koszulce z napisem; „As ROMA” z przodu i „CARLO ZOTTI 25” z tyłu. Wyciągam nogi na dwuosobowej,
rozkładanej do przodu kanapie i nie mogę uwierzyć w tak niesamowity dar od
losu. Niedawno poznany człowiek ratuje mnie przed nocą w parku i przygarnia
pod swój dach jak bezdomnego kota. W dodatku żebym czuła się pewniej i
bezpieczniej, rezygnuje ze spędzenia nocy we własnym mieszkaniu. Właśnie. Mam
trochę wyrzuty sumienia, że właściciel mieszkania musi przez całą moją obecność
spać po sąsiadach.
Okazało się jednak, że niepotrzebnie się tym trapię.
Mniej więcej dziesięć minut później Maurizio otwiera drzwi od mieszkania i cicho
wchodzi do pokoju. Wygląda jak zbity pies ze spuszczoną głową, kołdrą pod pachą
i poduszką w ręce.
- Kolega zmienił zdanie. – mówi cicho, wręcz niesłyszalnie – Powiedział, że
mam iść do siebie, bo on ma gościa. Czy mogę... - jego wzrok pada na łóżko na
którym już siedzę – Myślę, że się pomieścimy...
No niee... A miało być tak pięknie.
- Jasne, to przecież Twoje łóżko.
- Przycupnę sobie tak na krawędzi tylko. – zarzeka się siadając podobnie
jak ja, z wyciągniętymi nogami na drugim końcu łóżka – Możemy pooglądać sobie
trochę telewizji – dodaje włączając telewizor – Mam mnóstwo kanałów.
- Chętnie.
- Czekaj, czekaj... Był tu gdzieś jakiś polski kanał zdaje się. –
przelatuje szybko po stacjach telewizyjnych różnych narodowości – O! Jest! To
polski kanał, prawda?
- Tak. – odpowiadam widząc znaczek Polsatu – I znam nawet ten film. Już go
widziałam.
- Amerykański.
- Aha.
- Czekaj... To jest... to jest ten, no...”Koszmar minionego lata”! –
przypominam sobie
- No tak, tylko dlaczego to wszystko mówi jeden facet?
- Nie mówi wszystko jeden facet, - oburzam się – tylko czyta. To jest lektor.
- No ale jak wy możecie to oglądać? – wskazuje pilotem na telewizor
- Czasem dobrze jest się odmóżdżyć i obejrzeć jakiś amerykański, mało
ambitny film.
- Chodziło mi o tego faceta co podkłada głos. Przecież on mówi nawet za
kobiety. To głupie.
- Sam jesteś głupi. – śmieję się – Nie słyszysz oryginalnych głosów? Wsłuchaj
się. Po pewnym czasie nie zwracasz uwagi na lektora a słyszysz oryginalne
głosy aktorów.
- Ale on mówi za kobiety. O! Słyszysz?! Teraz! Ta babka mówiła męskim głosem!
- Mówiła normalnym głosem. Amerykańskim.
- U nas każdy aktor mówi innym głosem a nie jak u was, kobieta, mężczyzna,
dziecko, wszyscy mówią jak facet.
- Bo takim leniom jak wy, wszystko trzeba podać na tacy. My nie mamy dubbingu
i bardzo dobrze, bo dzięki temu uczymy się trochę angielskiego.
- Co?
- Normalnie. Słyszysz? – wskazuję na telewizor zmieniając pozycję siedzenia
na „po turecku” – O! Teraz mówi ta babeczka; „Don’t kiil me! Aaaa!!” a lektor
tłumaczy tak ze dwie sekundy później, dzięki czemu wiem jak jest po angielsku;
„Nie zabijaj mnie! Aaa!!”
- Bez sensu. Zero emocji w jego głosie.
Uuhh! Co za ciemnota...
- O to właśnie chodzi! Chociaż ja osobiście uważam, że najlepszym
rozwiązaniem byłyby napisy.
- To jeszcze gorsze. Prawie jak czytanie książek.
- Już powiedziałam co na ten temat myślę. Jesteście leniami i nawet nie
widzicie, że rząd stara się z was zrobić kretynów, bo im głupsi obywatele, tym
łatwiej rządzić. Ogłupiają was jak mogą choćby przez telewizję a wam to pasuje
bo jesteście L E N I E. Dowodem tego są
choćby wasze teleturnieje, gdzie w tle zawsze tańczą półnagie babeczki. A to
przez to, że nie jesteście w stanie oglądać dłużej niż pół minuty programu, w
którym nie widać trzęsących się cycków.
- Sama to wymyśliłaś?
- Tak. – podnoszę z dumą głowę
- Lubisz tworzyć teorie spiskowe. – kręci głową z uśmiechem
- Może i teorie, ale przyjrzyj się swojemu państwu. Każdy Włoch uważa, że
Italia to najpiękniejszy kraj na świecie i nie ma nic lepszego.
- Bo tak jest. – przerywa mi
- Sam widzisz. Jesteście zamknięci na inne kultury, ciekawostki i nowości. Oprócz
tego nie znam osobiście Włocha, który władałby jakimkolwiek językiem obcym. Nie
macie pojęcia o podstawowej geografii.- wyliczam na palcach – Nie znacie
niczego co jest poza waszym butem. Mikołaj Kopernik to według was Włoch, Maria
Skłodowska Curie była tancerką, a w Polsce chodzą niedźwiedzie polarne po
ulicach. Ale o czym ja mówię, przecież wy nawet nie znacie swojego własnego
godła.
- My nie mamy godła.- znów przerywa
- Chyba...
- Widzisz? Ale są też tego i dobre strony. Trzymacie się razem. Dbacie o
waszą kulturę i tradycję, co nie jest łatwe przy takim natłoku turystów. Jesteście
bardzo rodzinni i ...
- I mamy świetny dubbing! – śmieje się Maurizio
Podoba mi się ta kłótnia. Przynajmniej atmosfera trochę się rozluźniła.
- Dobra. Na przykładzie ci wytłumaczę. Widziałeś film; „Ostatni smok”?
- A o czym to było?
- O ostatnim smoku. Tytuł oryginalny to; „Dragon’s heart”.
- Widziałem, zdaje się.
- Wiesz, że Sean Connery podkładał głos pod tytułowego smoka?
- Nie.
- A widzisz?! – wskazuję na niego tryumfalnie palcem – a to było w tym
filmie najlepsze. Właśnie głos Shoena Connery'ego. Z dubbingiem film traci swą
magię.
- Zresztą.. – macham lekceważąco ręką – Ty tego nie zrozumiesz.
Oglądamy oboje film, w którym zakapturzona postać z hakiem straszy głównych
bohaterów.
- Ja myślę, że mordercą jest kura. – odzywa się nieoczekiwanie, po
parominutowej ciszy Maurizio
- Co takiego?
- Normalnie kura. Dlatego chodzi zakapturzona. Żeby nikt nie zobaczył
dzioba. I dlatego używa haka zamiast ręki. To także część kamuflażu.
Spoglądam na Maurizia i widząc jego poważną minę i lekko wyłupiaste oczy
udające kogoś bardzo czymś przejętego lub przestraszonego, wybucham gromkim śmiechem.
- Dlaczego akurat kura, a nie na przykład kogut? – pytam krztusząc się od
śmiechu
- Tego nie wiem. Wydaje mi się, że kury są zdolne do czegoś takiego.
- Doprawdy? – próbuję powstrzymać uśmiech
- O, o, o! Patrz! – podekscytowany wskazuje ekran
Akurat jakiś tajemniczy szaman odprawia swą czarną magię czy coś w tym
stylu, używając do tego kurzej łapki i pióra. Szaman otwiera drewnianą szafkę i
kamera najeżdża na jej zawartość; kurze łapki, dzioby, tajemnicze talizmany...
- A nie mówiłem! – cieszy się jak dziecko – Wymienia sobie łapki gdy stare
mu się zużyją. Albo nie chce zostawiać odcisków, dlatego używa cudzych łapek!
- A może kura nie jest mordercą tylko ofiarą? Morderca zabija kury i
trzyma części ciała w swojej szafie jako trofea.
- Tak myślisz? Hmm... To też jest możliwe. Tylko dlaczego w takim razie ci
ludzie przed nim uciekają?
- Ale czy to aby na pewno są ludzie? – podnoszę lekko brew – Może to też są
kury, przebrane tylko za ludzi?
- Żeby się przed nim ukryć, bo myślą, że on szuka ludzi. – podłapuje
Maurizio
- Właśnie.
- Ale on się zorientował i teraz ich ściga. Trochę to pogmatwane...
- Noo... Niczym „Moda na sukces”.
I tak sobie rozmawiamy cały wieczór, śmiejemy się i przedrzeźniamy. Niektórzy
osiągają taki stan dopiero po wypaleniu paru jointów a nam to tak samo z siebie
wyszło.
W pewnym momencie wszystko zaczęło mi się rozmazywać, potem ciemnieć i w
tle usłyszałam tylko cichy głos Maurizia;
- Marta?
I odgłos wyłączanego telewizora.
Następnego ranka...
- Dzisiaj nic nie robisz, Marta. Odpoczywasz. Masz wakacje. Rozumiesz? –
Maurizio siada na balustradzie tarasu
- Wczoraj przecież prawie nic nie robiłam. Dziś muszę zarobić.
- Daj sobie spokój. Dzisiaj poczujesz, że masz wakacje. Jedziemy nad morze.
Co ty na to?
- Nie, nie, nie... – kręcę z uśmiechem głową opierając się plecami o murek
tarasu – Pojadę na Piazza Navona i...
- Nie, nie, nie... Piazza Navona nie ucieknie. – Maurizio przerywa mi
gestem ręki – Dziś zrób sobie wakacje. Należą ci się.
- No ale... Jak to tak?
- Normalnie. Po prostu zaufaj mi, va bene?
- No dobrze. Ale jeśli nie zdążę zarobić na studia, to będę cię straszyć
nocami po śmierci. – grożę palcem
- Przyrzekam, że wszystko będzie dobrze. – przykłada prawą dłon do serca,
lewą podnosi do góry – A teraz weź wszystko co potrzebujesz na plażę, czyli
kapelusz, okulary i klapki.
Jakiś czas później...
- Dobrze się czujesz, Marta? Coś niewyraźnie wyglądasz.
Płyniemy rowerkiem wodnym po morskich falach. Wypożyczyliśmy go na godzinę
ale minęło chyba 15 min. a ja czuję, że zaraz puszczę pawia za burtę.
- Chyba jednak jestem szczurem lądowym. – tłumaczę starając się nie patrzeć
w fale - Niedobrze mi.
- Wracamy na plażę. – oznajmia troskliwym głosem Maurizio
Parę minut później...
Siedzę na leżaku zwinięta w kłębek i staram się uspokoić mój organizm po
przeżyciach na okrutnych morskich falach.
- Zobacz Marta, jak ja wyglądam. – Maurizio staje przed moim leżakiem
- O co ci chodzi? Normalnie wyglądasz.
- Normalnie? Ja wyglądam jak KURA!
- Co?! Hahahaha.... – prostuje się ze śmiechu – Jaka znowu kura?
- No spójrz na mnie tylko.
- Przestań głupoty opowiadać.- zakładam nogi pod brodę starając się ścisnąć żołądek
- Ale nie, tylko spójrz. – macha rękami w moją stronę – Popatrz. Widzisz te
nogi? – wskazuje swoje kończyny dolne
- No co? Normalne nogi.
- Normalne nogi?! Wyglądają jak kurze łapki!
- Co?! Hahaha!!!! Ale wymyśliłeś...
- Ja mówię poważnie, Marta. To nie są żarty. – odpowiada bez śladu uśmiechu
– Zobacz jakie są krzywe, takie pałąkowate. I te kolana...
- Co z nimi?
- Wystają! Jak kurze.
Maurizio moduluje głos jakby opowiadał straszne opowieści małym dzieciom
robiąc przy tym miny jakby... Jakby chciał wszystkich wokół zadziobać.
- Hahahaha!!!!
- Ale nie! Czekaj! Ja mówię poważnie. Zobacz dalej.
- No, co?
- Sięgasz wzrokiem wyżej i co widzisz?
- Hmm?
- Wystający bebech! Jak u kury!
- Gdzie?! – zachłystuję się śmiechem
- No jak to gdzie?! Tutaj! – głaszcze swój mały, wystający ledwo brzuch – z
tym brzuchem na tych patykowatych, krzywych nogach wyglądam jak kura, Marta. Nie
zaprzeczysz. Ale to nie koniec.
- Nie koniec? Co jeszcze?
- Najgorszy jest dziób!
- Jaki dziób?! – nie wytrzymam, zaraz wybuchnę śmiechem
- No nie mów, że nie widzisz tego nosa. – pokazuje swoj profil i wyciąga
szyję maksymalnie do przodu – Przecież ten nos wygląda jak kurzy dziób!
- Wygląda jak normalny ludzki nos.
- Nie, nie... Zobacz teraz. –
Maurizio porusza szyją w tył i przód jakby tańczył coś na modłę egipską, w
efekcie jednak wygląda to jakby chciał kogoś rzeczywiście zadziobać – Widzisz?!
A jak dołączę do tego jeszcze; koookokoo...!!!!
- Hahahahaaha!!!!
Tarzam się ze śmiechu po piasku, bo dawno już spadłam z leżaka. Maurizio
zaczyna ruszać zgiętymi w łokciach rękoma i chodzić na ugiętych nogach w tą i z
powrotem.
- No teraz, to już chyba, kokoooko, nie zaprzeczysz, kookokooo.....!!!
- Hahaha!!! Teraz to faktycznie nie da się ukryć, hahahaha!!!!
Zapomniałam z tego wszystkiego, że jeszcze przed chwilą było mi niedobrze.
Następnego ranka...
- Lubisz piłkę nożną, Marta?! – Maurizio krzyczy z łazienki
- Pewnie, że tak!
- To świetnie, bo dzisiaj są derby Lazio – Roma a ja mam akurat dwa bilety.
Pójdziesz ze mną?
- Z chęcią, ale muszę dzisiaj jeszcze pomimować i...
- Spokojnie... Na wszystko przyjdzie czas. Muszę iść na chwilę do pracy.
Posiedzisz sama w domu przez jakieś dwie godziny? – pyta wychodząc z łazienki i
wycierając twarz ręcznikiem
- Nie ma problemu. A gdzie ty właściwie pracujesz?
- Mam swoją własną wytwórnię lodów.
Cdn...
Nooooo! Nareszcie ciag dalszy. Choc ja chyba jestem szczesciarzem bo nie musialem czekaczac, jak inni, pare miesiecy na kontynuacje gdyz przygode z Marta postanowilem rozpoczac jakies 2 tygodnie temu. Wszystko więc czytalem ciurkiem :). Kapitalny motyw przewodni tego odcinka: KURA :) A czemu nie zamieszczono zadnego rysunku? Marta, czyzby zabraklo Ci kartek w szkicowniku? :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie. My chcemy kurę. Narysowaną :) Na talerzu też może być ;)
OdpowiedzUsuńPodejście Włochów do życia, podobne jak Francuzów z tego co czytam.
OdpowiedzUsuńOni też uważają się za pępek świata. W sumie jednak, podoba mnie się
taki poczucie własnej wartości.
A ja jestem rozczarowana, bo czekałam tyle czasu, a tu nic ciekawego. Może śmieszne było "na żywo" - dla całej spisanej opowieści - totalnie bez sensu.
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o podejście Włochów do swojej kultury czy wspominanych tu przez kogoś Francuzów, to jak dla mnie jest zupełnie na miejscu. Tylko My - Polacy, mamy wiecznie kompleksy (przynajmniej większość naszego społeczeństwa) i taka włoska próżność na pewno by się nam przydała.
Kurcze, przepraszam za takie opóźnienia w kolejnych odcinkach. Mam ostatnio sporo na głowie a cała opowieść zbliża siępowoli ku końcowi. Zastanawiam się nad innymi :)
OdpowiedzUsuńObiecuję, że jużw najbliższych dniach wrzucę kolejny odcinek i tym razem z rysunkiem. :)
W sumie macie rację -Polakom również przydałoby się trochę pychy i przede wszystkim dumy, jednak bycie zupełnie zamkniętym na inne kultury, to dla mnie trochę dziwne. Co zrobiliby turyści u nas gdyby nikt nie starał się mówić po angielsku czy w innym języku? Dlaczego Amerykanie, Anglicy, Włosi, Francuzi podchodząc do Polaka w Polsce z góry zakładają, że ten ktoś mówi w jego ojczystym języku i nawet nie stara się zadać pytania po polsku? Czy jakiś obcokrajowiec kupuje sobie u nas rozmówki polsko-jakieśtam aby się dogadać? Nie, raczej nie.
OdpowiedzUsuńAle Anglicy i Włosi są ksenofobami, myślą że wszyscy mówią w ich ojczystych językach w każdym innym kraju.Francuzi tym bardziej. Byłem świadkiem ich zachowań.
UsuńNo właśnie. Ciekawe są filmiki na youtube "Polandia" gdzie obcokrajowcy otwarcie mówią co ich w Polsce denerwuje. Można wtedy posłuchać jak Włosi, Francuzi czy nawet Hiszpanie narzekają, że w Polsce nikt nie mówi po angielsku. Ale spróbuj dogadać się w tym języku we Włoszech. :) Jedna Francuzka rozbawiła mnie do łez mówiąc, że nie podoba jej się, że Polacy rzucają chleb gołębiom zamiast dać go bezdomnym. I już widzę jak ona u siebie w kraju rzuca chlebem w bezdomnych. :D
UsuńHaha, widziałem te filmiki. Wysyłałaś mi kiedyś linki.
OdpowiedzUsuńPoznałem kilku takich ksenofobów buraków kiedy przez chwilę mieszkałem we Francji. Ale z drugiej strony Francuzi z mojej firmy są bardzo otwarci na naszą kulturę. Nawet próbują mówić po polsku i wychodzi im to całkiem przyzwoicie. Zatem nie ma co uogólniać.
:) No tak. :P
UsuńJest już następna część. :)
Zaczyna się od kwadratowej i nawet dość czystej kuchni utrzymanej w [bielach.]
OdpowiedzUsuń[Niedawno] poznany człowiek ratuje mnie przed nocą w parku i przygarnia pod swój dach jak bezdomnego kota.
- Czasem dobrze jest się odmóżdżyć i [obejrzeć] jakiś amerykański, mało ambitny film.
- O to właśnie chodzi! Chociaż ja osobiście uważam, że najlepszym [rozwiązaniem] byłyby napisy.
- Wiesz, że [Sean] Connery podkładał głos pod tytułowego smoka?
- A widzisz?! – wskazuję na niego tryumfalnie palcem – a to było w tym filmie najlepsze. Właśnie głos [Seana Connery'ego].
- Ja myślę, że mordercą jest kura. – odzywa się nieoczekiwanie, po [parominutowej] ciszy Maurizio.
- Tego nie wiem. Wydaje mi się, że kury są zdolne do [czegoś] takiego.
- Ale czy to aby [na pewno] są ludzie?
- Dobrze się czujesz, Marta? Coś [niewyraźnie] wyglądasz.
- Chyba jednak jestem szczurem lądowym. – tłumaczę starając się nie patrzeć w fale - [Niedobrze] mi.
- Z [chęcią], ale muszę dzisiaj jeszcze pomimować i...