Rozglądam się dookoła.
Okazuje się, że jestem na zjeździe od autostrady, chyba faktycznie we Włoszech.
Przede mną góry, jakieś lasy i w ogóle to szary świt. Jeśli jestem we Włoszech
to znaczy, że mi się udało! Coraz bliżej celu! Coraz bliżej pracy! Coraz bliżej
zwycięstwa!!! Hahah!! Trzeba jechać dalej! Jak zatrzymam kogoś to się dowiem
gdzie jestem i jak daleko do Mediolanu. O ile zatrzymam...
Idę na wjazd do zjazdu z
autostrady i tradycyjnie wyciągam rękę. Jeden, drugi, trzeci samochód mnie mija
albo załadowany, albo ze zdziwieniem przyklejonym do twarzy kierowcy. Teraz już
nie łapię tirów. Nie chcę. Za wolno jadą. Ja chcę się szybko dostać do celu. I
znów jeden, drugi, trzeci, czwarty samochód mija mnie z zawrotną szybkością
nawet nie zwalniając. Jedzie jakaś ciężarówka... Nie... Zaraz, zaraz...Wydaje
mi się, że na górnej części kabiny ma wielki napis; „POLAND-HOLAND”. A co mi
tam? Spróbuję zatrzymać... Zatrzymuję. Biegnę ile sił w nogach do pojazdu,
otwieram drzwi i słyszę;
- Wsiadaj prędko, bo tu nie
wolno się zatrzymywać.
Dość tęgiej, ale niegrubej
postury mężczyzna z wąsem mówi nieśmiałym polskim, ale jednak POLSKIM! Z przyjemnością
wskakuję czując nie wiadomo dlaczego jakby był moim krewnym. Siadam i z uśmiechem
od ucha do ucha, pytam;
- Polak?
- Polka?
- Polak!
- Polka!
- Ale fajnie słyszeć swój język. – cieszy
się – Myślałem, że mam zwidy. Jakaś dziewczyna łapie stopa na autostradzie o
świcie w Alpach... Nie może to być, myślę. Podjeżdżam bliżej, a tu faktycznie!
Coś mi w środku kazało się zatrzymać. Mam czasem takie przeczucia... Połóż
sobie plecak z tyłu na łóżku. Nie trzymaj na kolanach, bo pewnie jest ciężki a
droga daleka.
- Dzięki.- stosuję się do rady - A propo drogi, to gdzie pan jedzie?
- Mariusz. Nie pan.
- Marta. Miło mi. - uścisk dłoni
- Ja jadę teraz do Trento. Tam mam wyładunek.
- A ja potrzebuję się dostać do Mediolanu.
- No to przez chwilę
będziemy jechać razem. Ja to właściwie jadę do Mediolanu, ale nie dzisiaj. A
jak to się stało, że się tutaj znalazłaś? – zadaje mało oryginalne pytanie
poprawiając przy tym swój gęsty wąs
- No więc potrzebowałam
pieniędzy na studia i… - i opowiadam moją historię Mariuszowi
Reakcja na opowieść jest
podobna jak u innych ludzi.
- No tak, - kwituje – Teraz
są ciężkie czasy. Zwłaszcza w Polsce czuć to doskonale.
- Aha...
Opowieść trochę mnie
zmęczyła. Powieki mam chyba z ołowiu. Głowa opada mi na ramię...
- Hej! Chcesz się położyć i
zdrzemnąć? – Mariusz ruchem głowy wskazuje pryczę za fotelami
- Co?! A! – wyrywa mnie z
półsnu – Nie, dzięki. Nie będę robić kłopotu. – patrzę z utęsknieniem na
pięknie zaścielone łóżko z tyłu. Aż szkoda go niszczyć…
- Ale to żaden kłopot!
Proszę, kładź się. Przykryj się kocem jeśli chcesz. Tu masz poduszkę.
- No w sumie… Czemu nie?
Dzięki.
Wchodzę za fotele. Z Igorem
oczywiście. Ostatnio często z nim sypiam. Przykrywam się kocem.
- Tu masz poduszkę. - wskazuje, po czym puszcza płytę "Enigmy"
- Dziękuję. - zamykam oczy i wtulona w Igora wsłuchuję się w łagodne, uspokajające rytmy.
Otwieram oczy.
Godzina 08.10 80 km/h
- Jak się spało? - drajwer zagląda kątem oka na pryczę
- Dziękuję, dobrze. Tego mi było trzeba.
I całą moją zasadę aby nie spać w obcym pojeździe z obcym człowiekiem szlag trafił.
- No, pospałaś sobie ze dwie godziny
Podnoszę się, poprawiam posłanie i siadam
na pryczy. W ciężarówce da się odczuć przyjemny chłód.
- Chce ci się pić lub jeść? - drajwer jak to drajwer, troskliwy
- Nie, dziękuję.
- Jakbyś chciała to mów. Albo w ogóle sama
bierz. Jedzenie jest pod łóżkiem. Trzeba podnieść materac. A woda za fotelem.
- Dziękuję bardzo. - uśmiecham się uprzejmie
- W ogóle to czuj się jak u
siebie w domu. – Mariusz odwzajemnia uśmiech, przez co jego idealnie
przystrzyżone, szerokie wąsy wydają się jeszcze szersze
Mniej więcej w takiej
atmosferze, gaworząc sobie o duperelach, dojeżdżamy do miejsca wyładunku.
Okazuje się, że jest to wielki hangar z biurami na obrzeżach miasta Trento.
Wjeżdżamy na plac i parkujemy przy punkcie wyładunków.
- To potrwa tylko chwilę.
Maksymalnie dwadzieścia minut, nawet mniej. – uspokaja mnie mój towarzysz,
po czym wychodzi – Jak chcesz to poczekaj, - mówi – Jak nie, to chodź ze mną.
Muszę się zgłosić w biurze.
- No dobra, to pójdę. –
otwieram drzwi i nagle czuję uderzenie gorącego powietrza – A niech to licho!
Jaki upał! – mówię i momentalnie czuję, że zaczynam się pocić
- No… A jest dopiero
dziesiąta rano. Zobaczysz jaki potem będzie skwar. – zamyka ciężarówkę i
idziemy
Ha! Zapomnieliśmy jednak o
włoskiej naturze, która nie pozwala im pracować gdy jest gorąco. Przyjechał
Polak kawał drogi i… Pocałował klamkę. Pukamy, walimy i nic. Obchodzimy budynek
dookoła, pukamy w następne drzwi, wołamy i dalej nic. Ani żywej duszy…
- Co jest grane?! No
przecież wiedzieli, że przyjadę! – Mariusz powoli traci cierpliwość
Pocąc się coraz bardziej zaczynamy dobijać się do okien.
- Che c'e?! - z jednego z nich wychyla się oburzona włoska facjata
- Zamknięte jest? - pytam bo wiem, że u Mariusza słabo z włoskim
- Si.
- Dlaczego?
- Bo jest siesta. Za gorąco.
- O dziesiątej rano siesta?!
- Musimy zjeść.
No tak... Typowe.
- To kiedy będzie otwarte?
Włoch odwraca głowę do tyłu i to samo pytanie zadaje komuś z wewnątrz.
- Za jakieś półtora godziny. - odpowiada kobiecy głos w tle
- Za jakieś półtora godziny. - powtarza Włoch
- To o dwunastej nie będzie
dla was za gorąco? – pytam zdziwiona
- Jeszcze zobaczymy, hahaha!
Może też zrobimy siestę… Haha!
- Nie da się wcześniej
wyładować?
- Nie, bo jest siesta.
Przerwa. Pauza. – no tak… Rzecz święta. - Musicie poczekać. – mówi z zadowoloną
miną – Jak chcecie to możecie w tym czasie wziąć prysznic.
Ooo… To już lepiej. Powoli
łagodnieję. Nie myłam się jeszcze dzisiaj a pot ze mnie spływa jak z zawodnika sumo.
- Co on mówi?
Tłumaczę wszystko zniecierpliwionemu Mariuszowi.
- Można się było tego spodziewać. Lenie.
Spoglądam na wystawioną w
oknie uśmiechniętą, aczkolwiek lekko przygłupawą twarz Włocha i także się do niego
uśmiecham.
- Ale dobrze, że prysznic
jest. Pójdziesz sobie pierwsza, ja po tobie. Odświeżymy się, to będzie lepiej.
Odwracam się do Włocha i oświadczam,
że z prysznica właśnie skorzystamy teraz, więc jeśli by mógł, to gdzie mamy się
kierować? Po czym właśnie tam się kierujemy a konkretnie ja, bo Mariusz idzie
poczekać na swoją kolej w ciężarówce.
Prysznic naprawdę dobrze mi
zrobił. Mam teraz więcej sił na borykanie się z problemami. Musiałam tam przesiedzieć
trochę czasu, bo w trakcie kąpieli pukała jakaś pani z pytaniem czy nic mi nie
jest.
- No dobra. – mówi Mariusz
otwierając drzwi ciężarówki – Teraz makaroniarze zajmą się resztą. Aach!
Prysznic dobrze mi zrobił! – wiesza ręcznik na drzwiach
- To ty nie musisz tego
rozładowywać?
- No co ty? Ja jestem
kierowcą. Przywożę towar na miejsce a resztą zajmują się inni. Co prawda różnie
to bywa i czasami trzeba pomóc, albo w ogóle samemu wyładować ale to rzadko.
Po rozładowaniu towaru i
załatwieniu wszystkich formalności wyjeżdżamy znów na drogę do Mediolanu i
zatrzymujemy się na pierwszym napotkanym autogrillu.
- Dalej nie mogę jechać. –
oznajmia opierając się o kierownicę – Dopiero w poniedziałek.
- Dlaczego dopiero w
poniedziałek?
- Bo zaczął się weekend i
pojazdy ciężkie nie mogą jeździć. Taki przepis tutaj mają. – rozkłada swoje
olbrzymie ręce podnosząc przy tym barki
Pojazdy ciężkie. Co to, czołg jest?
- No i co wtedy niby macie zrobić?
- To co widzisz. Trzeba
stanąć. Najlepiej na autogrillu, bo tu jest do tego wyznaczone miejsce i
prysznic.
- I będziesz tutaj stał do
poniedziałku?
- A co zrobić? Nie ma wyjścia.
Zobaczysz ile ciężarówek zaraz się tu nazjeżdża. Ciężko wtedy będzie o miejsce.
No cóż... Wszystko co dobre
szybko się kończy...
- Ja muszę niestety jechać
dalej więc dziękuję ci bardzo za pomoc, ale...
- Ja bym na twoim miejscu
nigdzie nie jechał. – przerywa – Zostałbym tutaj do poniedziałku. Ciężko będzie
ci teraz złapać stopa, bo za maks godzinę wszystkie ciężarówki będą stawać.
Daleko więc nie ujadą. Nikt cię nie weźmie wiedząc, że zaraz się zatrzymuje.
- Są jeszcze osobówki...
- No tak, ale szczerze wątpię
żeby zatrzymały ci się na autostradzie. Oni tu nie są przyzwyczajeni do
autostopowiczów więc pewnie zanim się zorientują co robisz, będą już dość
daleko.
Uświadamiam sobie, że to
faktycznie kiepska sytuacja. A jestem już przecież tak blisko celu... Co tu
robić?
- To co mam zrobić...? - pytam bezradnym głosem
- Możesz zostać ze mną do
poniedziałku. Jedzenia mam wystarczająco dużo, łóżko drugie jest, - wskazuje
składane łóżko nad jego głową – prysznice są – pokazuje ręką na budynek autogrillu
– a ja i tak jadę do Mediolanu w poniedziałek z samego rana, to cię już tam
zawiozę.
To nie jest takie głupie
jakby się mogło wydawać. Już go mniej więcej znasz i wiesz co to za typ. Wiesz
czy możesz mu zaufać czy nie. Jak złapiesz nowego kierowcę to znów przez jakiś
czas nie będziesz kompletnie nic o nim wiedziała.
Ale trzeba iść do przodu! To
będą dwa dni opóźnienia! W tym czasie mogłabyś znaleźć pracę w Milano!
A jak nikt mnie nie weźmie?
Nie wiedziałam do licha, że mają taki dziwny przepis. Tu przynajmniej jest prysznic
i łóżko na którym mogłabym spać. Normalne, pojedyncze łóżko na którym będę spać
tylko ja!
Ale czas! Tracisz cenny
czas!
Kto wie, może gdybym
pojechała teraz dalej, straciłabym więcej? Może tak ma po prostu być? Do Mediolanu dojadę już spokojnie, świeża i
wypoczęta. Zrobię lepsze wrażenie na pracodawcach.
Chodzę w tą i z powrotem na
parkingu koło drzwi pasażera i widzę, że Mariusz przygląda mi się z
zaciekawieniem i czeka na moją decyzję.
- No i jak? – pyta w końcu –
Zostajesz ze mną do poniedziałku?
- A to nie byłby dla ciebie
problem?
- No co ty?! Będzie się
przynajmniej do kogo odezwać! Jedzenia mam odpowiednią ilość więc nie
zabraknie. – podnosi dolne łóżko demonstrując małą spiżarnię – Czuj się jak u
siebie. Jak masz na coś ochotę to mów. Albo nie, sama bierz po prostu.
Wieczorem przygotuję ci łóżko na górze. Prysznic jest w budynku, płyty jakieś
mam do posłuchania... Czego chcieć więcej?!
I w taki oto sposób zostało
postanowione. Może to i lepiej...?
Całe piątkowe popołudnie spędzamy
na rozmowach i stawianiu pasjansów. Okazało się bowiem, że Mariusz jest
wielbicielem czytania z kart.
- Pomyśl sobie życzenie. –
mówi siedząc z podkurczonymi nogami na pryczy – Zobaczymy czy się spełni.
Kurczę, tyle tych życzeń a tu trzeba wybrać jedno.
- Już mam.
Mariusz rozkłada karty i na końcu mówi;
- Spełni się. Wyszedł. Masz jeszcze jakieś życzenia?
- Jasne!
I tak do kolacji, którą
przyrządzamy na małym palniczku. Jakaś kasza czy coś w tym stylu. Jedno z tych
gotowych dań. Po kolacji prysznic na autogrillu i tu muszę powiedzieć, że całkiem
czysty i zadbany. Potem, świeża i radosna, (bo odświeżony człowiek zawsze
lepiej spogląda na świat) wracam do Mariuszowego tira.
- Ale upał. – Mariusz
wyciera chusteczką spocone czoło – Ciężko będzie dzisiaj zasnąć.
- Eee tam. – wskakuję na
siedzenie kierowcy zarzucając nogi na kierownicę – Będziemy się martwić potem.
Podczas postoju Mariusz
bardzo często wybiera fotel pasażera do siadania. Ja wręcz odwrotnie. Sprężynowy,
podskakujący w górę i w dół fotel kierowcy bardzo przypadł mi do gustu. No i ta
wielka kierownica przede mną... Władza z poezją w jednym.
Puszczam płytę „Wilków” i
zaraz przy piosence „Aborygen” jak oparzona wyskakuję z ciężarówki. Nogi same niosą mnie na pobliski trawnik i
zaczynam tańczyć.
„Aborygen, Aborygen,
niech tańczy na niebie...”
Kręcę się wokół własnej osi, skaczę i śpiewam;
„Aborygen, Aborygen,
wolny jak ptaaak...”
Ludzie wysiadający właśnie z
wycieczkowego autokaru muszą być nieźle zdziwieni widokiem bosej dziewczyny w
kwiecistej sukience, która niczym tańczący Indianin okrąża ciężarówkę
rozrzucając ramionami to na prawo, to na lewo. Chyba jestem tematem ich rozmów,
bo wskazują mnie palcami śmiejąc się do siebie. Grupa Japończyków robi mi
zdjęcia.
Mam to gdzieś. Jestem szczęśliwa
bo mam pełny brzuch, w miarę bezpieczny dach nad głową, jestem czysta no i
podwózka do Mediolanu wprawdzie trochę opóźniona ale załatwiona.
„...Są dla nas miejsca nieznane,
są takie chwile dla których się żyje...”
Mariusz wychyla się z domku,
przeczesuje palcami swój wąs, uśmiecha się i mówi;
- Ty jesteś wariatka.
„... Aborygen, Aborygen, niech tańczy na niebie,
Aborygen, Aborygen wolny jak ptaaak!!..”
- Idę jeszcze umyć sobie stopy. - oświadczam po zakończeniu piosenki - Zaraz będę.
Około godz. 22.00 kładziemy się do snu.
- Przygotowałem ci łóżko na górze ale jak dla mnie to ty tam nie wytrzymasz w tym upale.
- Faktycznie jest gorąco ale jakoś dam radę. Nie martw się. - mówię lokując się na swej pryczy
- No nie wiem. Tam na górze
jest gorąco jak w ukropie. Wydaje mi się, że jednak nie dasz rady. Ugotujesz
się.
To co? Będziesz dżentelmenem
i zamienisz się ze mną łóżkami?
- Możesz spać ze mną jeśli
chcesz. Prześpimy się odwrotnie, nogi z głową i jakoś się pomieścimy. A tu, na
dole jest zdecydowanie chłodniej.
Wiedziałam! Jeszcze czego!
- Dziękuję ci ale wydaje mi
się, że we dwoje na jednym łóżku będziemy się chcąc nie chcąc ogrzewać, co w
rezultacie da dużo gorszy efekt.
- No ale ja ci mówię, że tam
na pewno nie wytrzymasz! – wskazuje na „moje” łóżko
- Mimo to, podejmę ryzyko. –
mówię kładąc się na pryczy
- Jak uważasz.
Mariusz zamyka okna co by
nas ochronić przed uciążliwymi komarami a także jak mówi, ze względów
bezpieczeństwa. Zasuwa kotarki i kładzie się spać na dolnym łóżku.
- Dobranoc. - mówi
- Dobranoc, pchły na noc.
No chyba trochę przesadza z tym upałem. Nie będzie tak źle.
A w środku nocy...
Boże! Nie wytrzymam tego
gorąca! Duuuszę się...! Muszę wyjść! Definitywnie! Absolutnie! Natychmiast! JA
UMIERAM!
- Hyyyhyyyy.... – staram się
złapać wdech – Hyyyhyyyhy... – ale czuję jakby jakiś wielki troll siedział mi
na płucach – Hyyyy! Hyyy! – to gorąco zaraz zmiażdży mi czaszkę, spali skórę –
Ma... Ma... Mariusz! – wołam szeptem – Mariusz... Mariusz! W kabinie brakuje
powietrza… Muszę wyjść! Duszę się!
Czuję się jak w potrzasku.
- Co się dzieje? - pyta ledwie przebudzony
- Ja muszę stąd wyjść bo się
uduszę! Nie mogę oddychać! – mówię trzymając się za gardło i zwisając głową w
dół
- Nie dziwię się. Jest
naprawdę gorąco a tym bardziej tam na górze. - siada, przeciera oczy – A ja ci mówiłem,
że nie wytrzymasz.
- Proszę! Otwórz drzwi bo
będziesz miał problem co zrobić ze zwłokami! Hyyyhyyy....Hyyy!!!
- No dobrze już, dobrze.
Zeskakuję z łóżka. Mam
wrażenie jakbym była pod wodą i już dłużej nie wytrzymam. Mariusz otwiera drzwi
a ja wynurzam się na powierzchnię.
- HYYYYY! HYYYYY! – rany, co
za ulga – HYYY! HYYYY! – kładę się na trawniku i czuję przyjemny chłód ziemi
wchłaniający się przez skórę – Boże! Dziękuję! Przeżyłam...
- Hahaha! – Mariusz ma
ewidentnie niezły ubaw
- Przepraszam, że cię obudziłam
ale naprawdę nie mogłam już wytrzymać.
- Wierzę! Mówiłem przecież,
że nie dasz rady. Wstawaj, bo się przeziębisz na tym trawniku. Możesz się
położyć ze mną na dolnym łóżku. Żebyś czuła się pewniej i wygodniej położymy
się odwrotnie, głowa przy nogach
- No dobrze. - mówię niepewnie
15 minut później...
- Hrrrr... Hyyyy... Hrrr... Hyyyy...
Żebym tylko dała radę zasnąć. Żeby skończyła się już ta noc...
Nade mną klaustrofobicznie przytłaczający spód
mego byłego łóżka, z prawej strony mej twarzy wielka stopa (a nawet dwie)
wielkości mojej głowy z szyją włącznie. Thanatos (śmierć) mnie tu nie dopadł
ale jego brat Hypnos (sen) byłby naprawdę mile widziany. Mój współlokator już
się nawet z nim zaprzyjaźnił.
- Hrrrr... Hyyyy... Hrrr... Hyyyyy...
Nad ranem...
- Jak się spało? - pyta mój towarzysz przeciągając się
- Bardzo dobrze, dziękuję. –
kurczę, nie mogę obrócić głowy w prawo – Tu na dole faktycznie było dużo chłodniej.
- A widzisz?! Mówiłem ci! A
ty się bałaś. Przecież ja w ogóle nie mam złych zamiarów.
- Nie o to chodzi.
Oczywiście, że cię o to nie podejrzewam ale nie chciałam żeby ci było
niewygodnie z mojego powodu.
Ściemniam.
- Eee tam! Jakie tam niewygodnie! Przecież się wyspaliśmy!
Kto się wyspał, ten się wyspał.
Cdn...
Już we Włoszech. Czuję że teraz to się dopiero zacznie...:)
OdpowiedzUsuńempatia mnie spociła razem z Wami na maxa ... ufff ... :)))
OdpowiedzUsuńAż tak? :D
Usuńaż i AŻ ... :D masz talent kobieto i nie zmarnuj go ... :)))
OdpowiedzUsuńDzięki. Własnie mi urosły skrzydla. ;)
UsuńOdwracam się do Włocha i oświadczam, że [...] to gdzie mamy się kierować? [Po czym] właśnie tam się kierujemy a konkretnie ja [...]
OdpowiedzUsuń