środa, 2 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XVII (część druga)


Dwie godziny później...
- Nie, nie i jeszcze raz nie! To nie jest „Iron Maiden”! – krzyczę siedząc rozwalona w fotelu i czując odbijający się z żołądka alkohol – To jest... ”Acid Drinkers”!
- Co?! Żartujesz! Zaraz ci puszczę „Acid Drinkers”! – krzyczy Paulo na przednim siedzeniu – Francesco, gdzie ty dałeś płytę z „Acid Drinkers”?
- Leży przed tobą. Nie widzisz?
- A tak, faktycznie.
Po chwili domek na kółkach wypełniają ostre dźwięki. Wszyscy skaczą i śpiewają. Kierowca śpiewa i macha głową.
- To jest właśnie „Acid drinkers”!
- Nie, nie, nie... To jest... AC/DC!
Sama już nie wiem. Wiem tylko, że:
- „Acid drinkers” to polski zespół. – mówię do skaczącego kolegi obok
- Żartujesz? Ej, słuchajcie! Marta mówi, że „Acid drinkers” to polski zespół!
- Przecież śpiewają po angielsku.
- No właśnie pewnie dlatego ich znacie.
- Myślałem, że to Anglicy.
Marco i Andrea podchodzą do mnie z poważnymi minami;
- Marta, zdecydowaliśmy wspólnie, że cię jednak nie zabijemy.
- To świetnie! Polejcie jeszcze! – wznoszę mój kubeczek
Ktoś w tle zmienia płytę.
- Jedziesz z nami do Holandii, Marta?! – odwraca się do mnie kierowca
- Jedziecie do Holandii? Super!
- Słuchajcie! Marta jedzie z nami do Holandii!
- Nie, nie, nie... Ja muszę wracać do Polski.
- My będziemy wracać tą samą drogą, bo chcemy jeszcze zahaczyć o Oktoberfest w Monachium.
- Łaaa... Oktoberfest! Świetnie!
- No to jedź z nami. - cieszą się
- Nie, nie. Muszę zdążyć na studia. – popijam łyczek wina
- To możesz jechać z nami do Holandii, zjeść poranne ciastko w „Coffe Shopie” i wrócić zaraz do Polski.
Kurcze! Taka okazja może się już więcej nie powtórzyć. W tle słychać głos Bona Scotta z zespołu AC/DC ze słowami; „Highway to hell”.
- Nie, chłopaki. Dziękuję i w innych okolicznościach pewnie bym pojechała, ale teraz poważnie muszę wrócić do kraju.
- Szkoda.
„...I’m on the highway to hell, on the highway to hell…”
Śpiewamy, pijemy, bawimy się, póki jest fajnie, póki jesteśmy razem, póki nie mamy nic do stracenia. W końcu chłopcy składają stolik i wyciągają ze ściany łóżko. Przynajmniej tak to wyglądało. Oprócz tego mają jeszcze dwa dodatkowe łóżka z tyłu pojazdu. Uwalamy się w ubraniach na chybił trafił i przesypiamy chyba ze dwie godziny albo i więcej.
Czuję delikatne szarpniecie za ramię.
- Jesteśmy na ostatnim autohoffie przed naszym zjazdem. Jeśli nie jedziesz z nami do Holandii, lepiej byłoby dla ciebie żebyś tu wysiadła.
- Yyy... Jasne Flavio. Oczywiście. – otwieram oczy i zwlekam się z pryczy
- Szkoda, że z nami nie jedziesz.
Ja też w sumie żałuję, ale decyzja, to decyzja.
Wychodzimy wszyscy z wozu i faktycznie stoimy na autohoffie.
- Gdzie my właściwie jesteśmy?
- Za Numberg. Marta... – Flavio rozkłada ramiona
- Ooo... – obejmuje go i przez chwilę kiwamy się tak razem

Reszta chłopaków podchodzi do nas i również się przytula
- Dasz sobie radę?
- Jasne. Dziękuję za pomoc. Cieszę się, że mnie zabraliście. Było naprawdę świetnie.
Wymieniamy numery telefonów, żegnamy się i chłopcy odjeżdżają.
Znów jestem sama, lecz tym razem nie jest już tak ponuro, bo świta. Korzystam z toalety na autohoffie, odświeżam się i postanawiam nie marnować czasu, mimo że trochę mi we łbie huczy. Jestem już przecież tak blisko.
Idąc na drogę wyjazdową z autohoffu mijam dziwną kobietę sterczącą w jakimś dole w krótkich spodenkach i letniej kurteczce, do tego sandały na bardzo wysokim obcasie. Co ona robi w tym dole? I czemu tak się ubrała? Przecież zmarznie. Nie ma ze sobą żadnego bagażu więc po prostu może nie ma w co się przebrać? Ciekawe czy ma dokąd pójść? Być może nie, skoro nie idzie. Dalej zmierzam w kierunku zjazdu, ale nie mogę oderwać od niej oczu. Patrzę na jej pozbawioną emocji twarz z grubo wysmarowanym makeup’em i zauważam, że ona również mi się przygląda. Jej głowa przesuwa się za mną. Może potrzebuje pomocy? W ten sposób na pewno nie złapie stopa.
- Hej! – nagle krzyczy do mnie machając ręką
- Tak? – podchodzę parę metrów bliżej
- Good luck!
Totalnie mnie tym zaskoczyła.
- Danke shun! – odkrzykuję i idę na awaryjny pas autostrady
No, teraz to już musi mi się udać, skoro nawet upadły anioł życzy mi powodzenia.
      Biorę głęboki oddech rozglądając się dookoła.  Widzę jak szary świt spowija zielone pagórki z powtykanymi w nie słupami wysokiego napięcia po drugiej stronie drogi. Widzę rosę na źdźbłach trawy rosnącej dziko w rowie tuż koło mnie. Widzę czarne ptaki, które przypominają mi wczesne dzieciństwo, kiedy o świcie czekałam z matką na autobus, który miał mnie zawieźć do przedszkola. Świt bez czarnych, skrzeczących ptaków, to jak chleb z serem bez masła. Widzę siwą parę wydobywającą się z moich ust i nozdrzy. Tylko dlaczego, do jasnej cholery nie zauważam w porę niemieckiej polizei jadącej prosto na mnie?!
Szybko Marta, stań się niewidzialna! Przestań oddychać to cię nie zauważą!
Odwracam się twarzą do rowu wstrzymując oddech i udaję, że zrywam trawę.
Nie pytaj. Naprawdę nie wiem dlaczego akurat to przyszło mi do głowy. To były sekundy podczas których trzeba było szybko działać.
Świt jest chyba najbardziej magiczną porą dnia. Może to właśnie ta magia sprawia, że policja przejeżdża koło mnie nie zatrzymując się. A może to było moje nieoddychanie albo pomyśleli, że jestem okoliczną, przydrożną kwiaciarką z wielkim plecakiem na plecach.
Najważniejsze, że odjechali i powinnam to wykorzystać. Można działać dalej.
Po około ośmiu długich minutach, udaje mi się zatrzymać nieźle rozpędzony, osobowy samochód. Biegnę do niego zdejmując z głowy beret żeby nie spadł i podtrzymując zsuwające się spodnie. Czuję jakbym miała drewniane nogi, które już dawno chciałyby paść ze zmęczenia a jednak dalej się poruszają dźwigając ciężar mojego ciała doprawiony ciężarem plecaka.
Kierowca okazuje się młodym chłopakiem, który jedzie do Berlina więc może mnie podwieźć mniej więcej do Gery. Siadam na przednim siedzeniu i jak zwykle włączam moją czujność na wysokie obroty. Co z tego, że chłopak jest młody i miło wygląda? Wiem z doświadczenia, że zazwyczaj zboczeńcami okazują się mężczyźni w średnim wieku, jakby podczas swego kryzysu męskości potrzebowali dowodu, że jeszcze nie wszystko stracone. A może to dlatego, że młody chłopak nie musi używać siły żeby zdobyć dziewczynę? Jest młody, więc jeszcze się bawi i nie myśli o ustatkowaniu. Co z tego, jeśli nie znam języka niemieckiego, słabo mówię po angielsku i w dodatku jestem w pędzącej 180km/h, zamkniętej szczelnie osobówce?
Muszę patrzeć na znaki.
„BAYREUTH 80 KM”
Muszę obserwować znaki.
„BAYREUTH 60 KM”
Jak ten samochód cicho sunie... Nie! Nie wolno mi spać! Dopiero co tu weszłam. Muszę zorientować się z kim mam do czynienia, muszę patrzeć na drogę, obserwować znaki...
„BAYREUTH 50 KM”
Tak mi dobrze... Ciepło... Głowa opada mi na ramię i po raz kolejny przegrywam w czyimś samochodzie walkę z Hypnosem.
Budzi mnie dopiero ustanie łagodnego mruczenia silnika. Stoimy.
- Jesteśmy na autohoffie za Munchberg. – kierowca mówi do mnie po angielsku i tonem jakby było mu przykro, że musi przerwać mi sen – Zrobimy sobie przerwę, napijemy się kawy, ok?
- Ok. – mówię przecierając oczy
Głupio mi, że zasnęłam jak dziecko. W ogóle nie potrafię się kontrolować.
- Napijesz się kawy czy herbaty? – pyta chłopak, gdy wchodzimy do restauracji a raczej baru
- Herbatę poproszę. Dziękuję.
Siedzimy przy stoliku w części kawiarnianej, kiedy mój kierowca prosi mnie o pokazanie mojej mapy. Wyciągam kawałek potarganego papieru z Igora, rozkładam, „wyprasowuję” rękoma i odwracam w jego stronę.
- Hmm... – patrzy na mapę słodząc swoją kawę – Ja jadę do Berlina, jak już ci mówiłem. Miałem w planach jechanie tą drogą, - wskazuje palcem drogę wiodącą przez Gerę, Lipsk i Dessau – ale równie dobrze mogę pojechać tą – pokazuje na trasę przez Zwickau, Chemnitz, Dresden i dalej już na Berlin – To nie wielka różnica dla mnie, a ty mogłabyś wtedy wysiąść w Dresden, a z stamtąd masz już bardzo blisko do Polski.
Spoglądam na moją małą mapę i serce zaczyna mi szybciej bić na widok dwu centymetrowej odległości między Dresden a Polską.
- Ale to chyba trochę dłuższa droga do Berlina niż ta. – wskazuję jego poprzednią trasę – Nie chcę sprawiać kłopotów, poradzę sobie.
- Nain, nain... No, no... – kręci głową popijając łyk czarnego płynu – Kaine problem, no problem. To tylko pół godziny czasu różnicy dla mnie, a tobie z przed Gery będzie ciężej złapać stopa do Polski. Musiałbym cię wysadzić teraz, tutaj, bo masz większe szanse, że złapiesz kogoś jadącego przez Zwickau i Chemnitz. Nie ma sensu żebyś jechała ze mną do Gery.
Zerkam na okna i ciarki przechodzą mi po plecach widząc na zewnątrz zacinający deszcz. Wysiąść teraz? Tutaj? Na tym autohoffie? Zostawić jego ciche i ciepłe auto? Zostawić kierowcę, którego już w miarę znam i sprawdziłam, bo podczas snu ani mnie nie okradł ani mi nic nie zrobił? Wyjść na tą zawieruchę i zaczynać od początku? Ryzykować z nowym kierowcą? Ja jestem już za bardzo zmęczona tym wszystkim. Mi się chce spać po prostu... Czuję się tak staro jakoś.
- Gut. – mówię – Jeśli to no problem for you... Danke.
Całą drogę do Dresden przesypiam oczywiście. Z uśmiechem na ustach, szczęśliwa, że każdy kilometr przybliża mnie do celu.
Tyle się mówi o Niemcach. Że nas nie lubią, że z nas drwią, że wykorzystują. A my ich za to nienawidzimy. Za to i za historię oczywiście. Zastanawiam się jednak czy całą tą „nagonkę” na siebie nawzajem nie wymyślają nam media. Na pewno znajdzie się wielu Niemców, którzy chętnie rozpętaliby trzecią wojnę światową, ale myślę, że nie mniej znajdzie się takich Polaków. Czy przez te parę osób, przez polityków, media i innych ludzi, którzy robią na tym pieniądze, mamy się ciągle szczuć nawzajem? Tegoroczne wakacje spędziłam we Włoszech i to właśnie Włochów było mi dane bliżej poznać. Nie mam pojęcia, jakie wrażenie wywarliby na mnie Niemcy gdybym siedziała w ich kraju przez dwa miesiące. Wiem tylko, że prawdziwe oblicze człowieka łatwiej jest poznać, gdy jest się w potrzebie, zamiast szastać kasą na prawo i lewo. Wydaję mi się, że co by nie powiedzieć o danych nacjach, wszędzie w każdym kraju są ludzie dobrzy, którzy chcą pomóc i źli, którzy będą chcieli wykorzystać czyjąś i tak już beznadziejną sytuację.
Młody kierowca wysadza mnie również na autohoffie, lecz tym razem pod Dresden, a tam już raj! Cały parking zawalony polskimi ciężarówkami! W dodatku przestało padać!
Mam wybór - iść znowu na pas awaryjny łapać stopa, albo schować dumę do kieszeni, przejść się po stojących ciężarówkach z polskimi rejestracjami i popytać gdzie jadą i czy mnie ewentualnie podrzucą. Wybieram to drugie.
Idę wzdłuż parkingu, obserwując nie tylko rejestracje ale i kierowców. Patrzę na ich twarze, czy są rozmowni, czy zmęczeni, czy mają wesołą minę czy raczej taką, że bez kija nie podchodź.
Zbieram się na odwagę i podchodzę do mężczyzny w półciężarówce, który akurat przygotowuje sobie herbatę.
- Dzień dobry. Przepraszam, że przeszkadzam... – zagaduję
- Ki czort!? – mężczyzna odwraca się napięcie lekko przestraszony
Wykładam mu pokrótce moją sytuację i prośbę. Jego twarz na szczęście się rozjaśnia, usta rozszerzają w pożółkłym uśmiechu i mówi;
- A no jaasneee! Ni ma sprawy! Ino się herbaty napijemy, co? – wskazuje na czajniczek stojący na małej butli z gazem – Za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut będziem lecieć.
- Dobrze. Dziękuję panu bardzo.
Mężczyzna okazuje się wielce rozmownym kierowcą. Najprawdopodobniej dokuczała mu już samotność w trasie i zdenerwowanie, że nie ma się do kogo odezwać. Opowiada mi o wszystkim. O swojej pracy, która kiedyś była lepsza, a teraz jest gorsza, o rodzinie, o żonie i dzieciach, które czekają na niego w domu i o tym, że coraz ciężej jest mu zapewnić im odpowiedni standard życia. O jego marzeniach i o tym, że tak naprawdę, to on by to wszystko najchętniej rzucił w pizdu i gdzieś wyjechał. Ja tylko słucham, potakuję, okazuję zrozumienie i emanuję szczęściem, bo mój nowy kierowca, jak się okazało, zawiezie mnie prosto do Legnicy.
I co!? I co!? I co?! I cooo?!!? UDAŁO MI SIĘĘĘĘ!!!!! Niech no mi teraz ktoś spróbuje powiedzieć, że jakiekolwiek moje plany to niewypał! Niech mi ktoś powie, że mam głupie pomysły i że na pewno się nie udadzą! Niech ktoś ma odwagę być tak głupi lub bezczelny żeby mi to powiedzieć! Że niby jestem szalona? Tak, jestem. I bogowie mi świadkiem, że wykorzystam to szaleństwo, aby spełnić moje najśmielsze marzenia!

Cdn...