sobota, 30 czerwca 2012

ROZDZIAŁ X (część pierwsza)

KOMU W DROGĘ TEMU...

BUTY UKRADLI!

"Diabeł jest optymistą jeśli uważa, 
że można ludzi uczynić gorszymi."
Karl Kraus



           Po pożegnaniu się z Wojtkiem, który wrócił na rowerze do swego mieszkania w Mirto, znów łapię stopa. Tym razem już na pewno do Rzymu. Nie czekam długo. Po około pięciu minutach zatrzymuje się czerwony tir. Z doświadczenia wiem, że tirowcy są całkiem w porządku więc ucieszona wspinam się na górę.
Kierowca tira , opalony na mahoń, dość gruby a raczej mocno tęgi brunet wydaje się równie ucieszony jak ja. A nawet bardziej...
- Czy jedzie pan w stronę Rzymu?
- Jadę do Taranto. Wsiadaj, zawsze to kawałek do przodu.
- Dziękuję.
- Skąd jesteś?
- Z Polski.
- Aaa...!!! Polonia! Piękne dziewczyny w Polonia!
Kierowca, na oko czterdziestolatek, mierzy mnie z góry na dół. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że jego uśmiech jest bardziej obleśny niż miły. Moje przypuszczenia potwierdza plakat nad jego głową przedstawiający kobietę w negliżu. Zdjęcie jest bardziej ginekologiczne niż artystyczne. Nie żebym była tak naiwna i myślała, że inni mężczyźni nie oglądają tego typu obrazków ale umówmy się, że wszyscy sikają do basenu i wszyscy o tym wiedzą, ale sikanie z trampoliny to już lekka przesada.
Staram się zachować pozory, że niby nic nie zauważyłam i uśmiecham się miło (przynajmniej tak mi się wydaje).
- Ty jesteś bella... - ciągnie dalej mężczyzna
- Dziękuję. Italia też bella. – próbuję zmienić temat – Piękne morze i w ogóle...
- Si, si, Italia bella, ale ty piękniejsza...
Żeby cię nie zanudzać wytłumaczę tylko, że przez całą drogę z ciemnym Italiańcem rozmowa kręci się wokół słowa bella, aż do momentu kiedy...
Włoch zatrzymuje tira na dość szerokim poboczu przy drodze, zasłania zasłonki w kabinie i głosem zakochanego Don Juana z wyciągniętą szyją w moim kierunku, mówi;
- Teraz będziemy fare l'amore.
- Hola, hola! - mówię po polsku
Moje zaskoczenie jest ogromne. Niby takie rzeczy nie powinny mnie dziwić. Brałam coś takiego pod uwagę wyjeżdżając z Polski. Stąd też moje zaopatrzenie w gaz obezwładniający. Ale jednak... Normalny człowiek zawsze będzie zaskoczony chamstwem i bezczelnością. Przeżywam szok. Po pierwsze; jak to? Tirowiec? Taki numer wykręca? A po drugie; jak to możliwe, że człowiek może być tak bezczelny?! Myślałam, że pogada tylko bella, bella i na tym koniec... Sam się tu kochaj kretynie!
Pukam się w czoło i wyskakuję z ciężarówki. I co w tym momencie robi ta małpa? Wychyla się przez uchylone drzwi i krzyczy;
- Przepraszam! Czekaj! Wróć!!! Już nie będę! Zawiozę cię gdzie chcesz!
Żałosne. Nie zwracając uwagi oddalam się od tira.
- Zaczekaj, słyszysz?! Przepraszam!
Mam gdzieś twoje przeprosiny.
- Zawiozę cię na miejsce! Słyszysz?! Chodź tutaj!!!
Jakaś siła każe mi się obrócić, wyciągnąć rękę i wyprostować środkowy palec. Trudno się opierać sile, więc natychmiast to robię.
W odpowiedzi słyszę warkot odpalającego silnika. Wreszcie. Włoch odjeżdża. Czuję, że nie czas teraz na lamenty i płacze. Trzeba działać dalej. Im szybciej, tym lepiej. Wiem, że dam radę...
Ludzie przejeżdżający obok mnie patrzą ze śmiechem wskazując mnie sobie palcami. Mimo szybkiej jazdy, mogę wyłapać w oczach kobiet nienawiść. To chyba nie jest dobre miejsce na stopa... Próbuję zachować godność. Udaję, że mnie to nie rusza i że wcale się nie wstydzę. Przecież nie robię nic złego... Marta! Zmuś się chociaż do uśmiechu! 
Wcale nie jest mi do śmiechu.
Ale się zmuś!
W ładnym miejscu zatrzymał się ten tirowiec, nie powiem... W końcu udaje mi się zatrzymać jakąś osobówkę.
- Zatrzymałem się tylko dlatego, że jechałem dość wolno i zobaczyłem twoją twarz. – tłumaczy kierowca zaraz po otworzeniu przeze mnie drzwi
- Co jest z moją twarzą nie tak?
- Nie, no raczej tak. Masz miłą, uśmiechniętą i przyjazną twarz. – tłumaczy starszy, chudy i szpakowaty pan – Teraz to z ludźmi nigdy nie wiadomo ale ty wzbudziłaś moje zaufanie i jakąś taką chęć pomocy.
- A to dziękuję. - śmieję się
- Ja jadę do Wenecji.
- To świetnie, bo ja jadę do Rzymu! 
Wreszcie los się do mnie uśmiechnął.
- Ale będę niestety jechał drugim wybrzeżem.
- To nic. Jakoś sobie później poradzę.
Nie mów hop, póki się nie wysikasz...
Podczas jazdy opowiadam nieznajomemu pokrótce moją historię, co niejednokrotnie wzbudza jego zdziwienie, śmiech, oburzenie a czasem nawet współczucie.
- Jesteś odważna jak mało kto. - komentuje moją opowieść
- Dziękuję panu. Za pomoc i w ogóle.
- Daj spokój... Wiem, że mógłbym być twoim dziadkiem albo co najmniej ojcem, ile ty masz lat?
- Dwadzieścia.
Prawie...
- No, to spokojnie mogłabyś być moją wnuczką ale mimo to, mów mi Sergio.
- Marta. - odpowiadam z uśmiechem
Starszy pan, tzn. Sergio redukuje bieg na czwarty i podaje mi dłoń.
- Miło mi. – mówi – Podobają mi się tacy ludzie jak ty, bo bardzo lubię takie szaleńsze wybryki. Oj... Marta, Marta... Będziesz miała o czym opowiadać swoim dzieciom.
- O ile będę miała dzieci. - niczym mędrzec podnoszę w górę wskazujący palec
- Będziesz, będziesz... Jak byłem w twoim wieku też zarzekałem się, że żadnych dzieciaków i co? Mam teraz dwóch dorosłych synów!
Ukradkiem spoglądam na dłonie kierowcy. Na prawym nadgarstku widzę złoty zegarek ale palce są gołe (nie biorąc pod uwagę złotego sygnetu na małym palcu). Sergio wybawia mnie z zadania kłopotliwego pytania. Sam zaczyna się zwierzać...
- Rozwiodłem się z żoną dobrych parę lat temu. Strasznie była upierdliwa. Mówię ci Marta, tak upierdliwej kobiety w życiu nie widziałaś! A zresztą! Wszystkie kobiety są do siebie podobne. – kręci głową z uśmiechem jakby na skutek jakiegoś wspomnienia – Tak czy siak, rozwiodłem się parę lat temu i teraz cieszę się wolnością na całego! Ha,ha! I żadnych kobiet więcej w moim życiu! W ogóle żadnych kobiet, bo kobiety to same kłopoty, zapamiętaj Marta co ci mówię! – pochyla się lekko w moim kierunku abym lepiej słyszała i zapamiętała tę chwilę i zauważa widocznie, że ja również jestem kobietą, więc poprawia się dodając;
- No, ale zdarzają się i porządne kobiety. A ty Marta, na razie jesteś jeszcze dzieckiem. – zgiętym środkowym i wskazującym palcem szczypie mnie w policzek.
Odchylam głowę śmiejąc się.
- Przepraszam jeśli uraziłem śliczną panienkę. – tym razem przykłada rękę do swego serca niczym rycerz przepraszający niewiastę za to, że miał czelność uraczyć ją komplementem.
- Niech pan nie przeprasza.
- Sergio!
- Ach, przepraszam. Więc nie przepraszaj Sergio, bo ja rzeczywiście czuję się jeszcze dzieckiem. Jakoś nie spieszy mi się do dorosłości. Gorzej, że ona sama dogania mnie w oszałamiającym tempie.
Zamyślam się patrząc na mijające krajobrazy za oknem. Kierowca jakby domyślając się, że nad moją głowę ściąga chmura burzowa, woła wesoło;
- Marta, Marta, Marta! Najważniejsze żebyś nie traciła tego błysku w oczach. – znów wyciąga zgięte palce, lecz tym razem szczypie mnie w nos – I nie wypuszczaj z siebie tego chochlika, który w tobie siedzi. Chochliki są fajne! – dodaje
Dziwne, bo nie czuję żeby siedział we mnie jakiś chochlik. Przynajmniej nie pozytywny chochlik.
- Wbrew pozorom – mówi dalej – takie chochliki są bardzo przydatne. Wyobraź sobie Marta, że ja nie zawsze miałem tak lekko w życiu. Kiedyś, kiedy nie było w domu pieniędzy, mówię o tym jak byłem młody, mniej więcej w twoim wieku, w czasach dinozaurów, ha ha, musiałem inaczej sobie radzić. I wtedy właśnie pomagał mi chochlik.
- Doprawdy? – Unoszę lekko brwi – W jaki sposób?
- Oj... Różne numery się robiło... Na przykład jak byłem dokładnie w twoim wieku, wprawdzie miałem na studia ale nie na przyjemności. Nie było nas na to stać, a wiesz jak to jest... Gdy człowiek jest młody musi się wyszaleć, mieć na kino, piwo, imprezy, w przypadku dziewczyn domyślam się jeszcze na kosmetyki i ciuchy...
Szczerze mówiąc nie, nie wiem jak to jest. Nawet w szkole średniej, gdy mieszkałam jeszcze z moją purytańską matką, nie mogłam sobie na nic pozwolić. Do osiemnastego roku życia musiałam być w domu jak się ściemniało (czyli zimą o godz.16.00) a i po osiemnastce na niewiele więcej mi pozwalano. Teraz gdy mieszkam już sama, martwię się jak zdobyć pieniądze na czynsz, opłaty, studia i przeżycie. Niestety nie w głowie mi kosmetyki i ciuchy...
- Uhm. - odpowiadam bez przekonania. Nie będę wyprowadzać go z błędu
- No więc potrzebowałem pieniędzy i wiesz co zrobiłem?
- Co? - pytam szczerze zaciekawiona
- Przyjeżdżałem samochodem na bramki autostradowe. Wiesz, te przy których obiera się opłatę za przejazd...
- Uhm. - kiwam głową
- Stawałem gdzieś z boku i udawałem, że mi się zepsuł samochód. Podchodziłem do ludzi i prosiłem ich o drobną pomoc na mechanika, bo nie mam nic pieniędzy, samochód pożyczony, jak nie dojadę to jestem ugotowany etc...
- I co? Pomagali?
- Oczywiście! I to jak!! – krzyczy podekscytowany – To było doskonałe miejsce bo ludzie jechali bardzo wolno i mieli już w ręce przygotowane portfele.
- No tak.
- Bardzo przejmowali się moją opowiastką i naprawdę dawali sporo pieniędzy. Czasami w jeden dzień potrafiłem nazbierać kwotę na jaką moja matka musiała pracować cały miesiąc.
- No, no, no...
- He, he...- Sergio śmieje się do swoich wspomnień – Pewnego razu pomógł mi jeden facet, któremu naopowiadałem przy okazji, że mam bardzo trudną sytuację finansową, że w domu bieda aż piszczy i takie tam... Wyobraź sobie, że dał mi wtedy tyle pieniędzy, że starczyłoby spokojnie na przeżycie ponad miesiąca!
- Miał pan szczęście.
- Sergio! – poprawia mnie – Ale masz rację Marta, miałem szczęście. Jeszcze tego samego wieczoru poszedłem na imprezę i bawiłem się jak nigdy. Piwo, wino, wódka! – podnoszę znacząco brew – No dobrze, nie było wódki, ale piwo, wino, kolorowe drinki dla dziewczyn! No i przede wszystkim duuużo dziewczyn!! – gestykuluje, mocno podekscytowany. Mnie to wszystko jakoś nie bawi – I gdy bawiłem się w najlepsze, otoczony wianuszkiem dziewczyn, zgadnij kto się pojawił? Ten mężczyzna, który pomógł mi przy bramkach na autostradzie!!!
Ha ha ha ha!!!! No i to jest dopiero śmieszne!
- Wiesz jak mi było głupio... – dobrze ci tak – Facet złapał mnie od tyłu za ramię, odwrócił i spytał dość groźnie; „to takiej pomocy potrzebowałeś?!”
- I co było dalej?
- Nic. Ten facet coś tam jeszcze pomarudził i poszedł sobie a ja bawiłem się dalej. Ale mówię ci Marta, tak mi było wstyd... Dlatego ja właśnie lubię takich odważnych  i zwariowanych ludzi jak ty.
Godz. 17.05   120km/h
Z moim nowym kierowcą nawiązałam dość dobry kontakt i teraz gadamy sobie w najlepsze. O wszystkim.
Sergio mimo wieku wydaje się być człowiekiem kochającym życie i przygody. Roześmiany optymista nic sobie nie robi z otaczających go zasad. Wydaje się krzyczeć całym sobą; „ŻYJ I DAJ ŻYĆ INNYM!!!”
- A wiesz Marta gdzie ja teraz jadę? – pyta z tajemniczym uśmiechem podnosząc wskazujący palec. Złoty, luźny zegarek przesuwa się z nadgarstka na przedramię.
- Do Wenecji. - odpowiadam
- Tak, ale gdzie konkretnie? – milczę bo wiem, że i tak mnie uświadomi – DO KASYNA!!! – krzyczy zadowolony z siebie – Jadę do najlepszego i największego kasyna we Włoszech po fortunę! Ha, ha!
- Nie boisz się? 
- Czego?
- Że przegrasz i wszystko stracisz.
- Moja droga przyjaciółko, bo chyba mogę się tak do ciebie zwracać?
Kiwam potakująco głową, choć minę mam jakbym zjadła cytrynę. Na przyjaźń trzeba przecież zapracować...
- No i super! – cieszy się – W końcu rozmawiamy już jak starzy przyjaciele. – znów łapie mnie zgiętymi palcami za nos – No więc, moja droga przyjaciółko, otóż nie uwierzysz, ale ja mam system! – ponowne podniesienie pouczającego palca i ponowne zsunięcie zegarka
- Masz rację. Nie wierzę.
- Ach, ty mały niedowiarku! - uderza mnie lekko pięścią w ramię
- A cóż to niby za system? - pytam z lekką kpiną w głosie
- Aaa... Widzisz! Nie mogę ci powiedzieć, bo to jest tajemniczy system. Znają go nieliczni. Pewne jest, że wygram fortunę!
- A jeśli nie? Jeśli wszystko stracisz?
- To niemożliwe. Grałem już według tego systemu i wygrywałem pieniądze o których nawet nie śmiałaś marzyć. Mówię ci Marta, wygrana jest gwarantowana!
Szybkim ruchem Sergio znów targa mnie za nos i dodaje do tego mierzwienie włosów jak u sześcioletniego chłopca. Tak właśnie teraz się czuję.
- W takim razie zazdroszczę. To chyba bardzo przyjemne w tak krótkim czasie zarobić tak dużo pieniędzy.
- Wiesz co?! Właśnie sobie pomyślałem... Jedź ze mną Marta! – wypala ni zgruszki ni z pietruszki – Jedź ze mną a sama się przekonasz, że mówię prawdę!
- Tak, jasne. - odpowiadam zaskoczona
- Ja mówię poważnie. Marta, przecież to genialny pomysł!
- Co?
Co on bredzi?
- Proponuję ci żebyś pojechała ze mną do Wenecji. – Sergio jest wesoły i podekscytowany – Pójdziemy razem do kasyna, będziemy się bawić, stroić głupie żarty, śmiać się z innych ludzi! Będzie świetna zabawa, zobaczysz! – krzyczy gestykulując. Zegarek zsuwa się z góry na dół, z dołu do góry...
- Dziękuję za zaproszenie, ale muszę odmówić. Jadę do Rzymu.
- A co cię czeka w Rzymie?!? W Wenecji na pewno dobra zabawa! Jedź ze mną! Daiii.... - macha ręką przed moim nosem ze złożonymi w dzióbek trzema palcami
- Ale ja muszę jechać do Rzymu. Już i tak mam opóźnienie a przecież muszę zarobić.
- Rzym, moja droga, stoi w tym samym miejscu od tysięcy lat i myślę, że jeszcze trochę postoi, więc...
- Tak, - przerywam zszokowana tak nieoczekiwaną propozycją – ale ja muszę zdążyć zarobić zanim zacznie się rok akademicki!
- To co powiesz w takim razie na mały układ?
Podnoszę pytająco brew.
- Pójdziemy razem do kasyna. Ja obstawię i dziesięć procent z tego co wygram będzie twoje. Hmm...? Co ty na to? Czyli jak wygram 1000 euro to 100 będzie twoje, jak wygram 5000 euro to 500 będzie twoje etc... A zaznaczam, że wygrana gwarantowana!
Z wrażenia nie mogę wydusić z siebie ani słowa. Gdzie jest haczyk?
- Daaiii... Martaa...!!! Zgódź się! Co masz do stracenia? W przypadku jeśli bym przegrał a jest to przecież niemożliwe, ty nic nie tracisz, moja droga! A ja nie będę sam, bo w świetnym towarzystwie. - przekonuje uradowany jak dziecko
Przyznam, że propozycja wydaje się kusząca. Smak przygody i zabawy ze szczyptą adrenaliny dodaje mi sił a może nawet skrzydeł. Z drugiej jednak strony... Prawie w ogóle faceta nie znam. Chodzi mi np. o to... No wiesz, gdzie będę spała?
- Nie, nie. Dziękuję. Ja naprawdę nie mogę. - przecząco macham rękami
- Marta, wiem że krótko się znamy ale uwierz mi, że wiesz o mnie więcej niz większość moich długoletnich znajomych. Nie musisz się więc mnie obawiać. Mam dzieci starsze od ciebie i nigdy nic złego bym ci nie zrobił. Przysięgam na moją matkę. – przykłada rękę do piersi na której połyskuje gruby, złoty łańcuch, widoczny dzięki rozpiętym pierwszym guzikom koszuli.
Tak Marta! Jedź! To może być twoja największa przygoda w życiu! Odzywa się mój głos w głowie.
Czy mama nie mówiła ci, że w ogóle nie powinnaś wsiadać z obcymi panami do samochodu a już zwłaszcza z nimi gdzieś jechać? – To jakiś drugi głos. Nie znam go za dobrze.
Jedź! Taka okazja może ci się więcej ni powtórzyć!
Daj sobie spokój. Nie wiadomo co cię tam czeka...
Jak to co?! Uroki życia weneckiego, wspaniałe widoki, których nie zobaczą wycieczki z aparatami fotograficznymi i być może WIELKA WYGRANA!!!
- Ja... Nie chciałabym się narzucać. – odpowiadam wciąż skołowana – Po prostu nie chcę przeszkadzać.
- Przeszkadzać?!? Marta, no co ty?! To prawda, pomysł wydaje się dość zwariowany. Wpadł mi zupełnie nieoczekiwanie i od razu mi się spodobał. Zawsze jeżdżę sam i zawsze jest drętwo, nudno i smutno. Aż tu nagle trafiła się taka osoba jak ty! Zwariowana, roześmiana i odważna...- Ha! Gdyby on wiedział jakim tchórzem jestem w rzeczywistości i ponurakiem w samotności, zmieniłby zdanie – Wiem, że z tobą będę się świetnie bawił i zapomnę o codziennych kłopotach. Będziemy szaleć po sklepach, jeść w restauracjach! – znów podekscytowany mocno gestykuluje – Samemu to nie daje takiej frajdy. I nie musisz się o nic martwić, Marta. Jestem dżentelmenem, co chyba widać po moich siwych włosach, he he....- chudą, żylastą dłonią przeczesuje swe szpakowate pióra. – Wynajmę nam po pokoju w hotelu. W najgorszym wypadku będziesz zmuszona spać ze mną w jednym dwuosobowym pokoju. O ile nie przeszkadza ci obecność spruchniałego starca, he he!
- Nie, no nie byłoby problemu.
Czemu kłamiesz? Przecież wiesz, że byłby problem bo właśnie tego się boisz!
- Czyli zgadzasz się?! Super! Obiecuję, że nie chrapię! Moje dzieci nie chcą ze mną jeździć. Mają swoje życie a wnuki są jeszcze za małe.
- Ja nie powiedziałam, że się zgadzam.
- Ale nie powiedziałaś też, że się nie zgadzasz, prawda?
Czego się boisz? Przecież to stary dziad, tzn. Starszy pan. W razie kłopotów powalisz go jednym ciosem.
Taak...? A kiedy to uczyłaś się karate, kung-fu, albo chociaż boksu...?
Pamiętasz jak biłaś się z chłopakami w podstawówce? Najczęściej w obronie Renaty. Zdarzało się, że od ciebie obrywali...
Chłopcy z podstawówki to nie to samo co dojrzały facet. Role trochę się odwróciły. Według starożytnych Greków mężczyzna jest najsilniejszy ok. czterdziestego roku życia.
No właśnie! A on ma około sześćdziesiątki! Grecy posadziliby go w radzie starszyzny.
A jak nie dasz rady? Jak ci się po prostu nie uda? Co jeśli już na zawsze zostaniesz w Wenecji pływając w Canale Grande dopóki nie zjedzą cię ryby lub cię nie wyłowią i pogrzebią jak należy? Co wtedy?
A co ma się nie udać? Jak ty nie dasz rady, to kto da radę? Pamiętaj o tym! Poza tym trzeba być optymistą i nie zakładać od razu najgorszego scenariusza! Wykorzystaj okazję! Przynajmniej będziesz miała o czym opowiadać...
Właśnie... Jak ja nie dam rady, to kto da radę...? Może będzie o czym opowiadać...
Te wszystkie myśli przewinęły się w mojej głowie w ułamku sekundy.
- Dobrze więc. - mówię - Pojadę z tobą, Sergio. 
A co mi tam? Raz kozie śmierć!
- Świetnie! Dobra decyzja! Nie pożałujesz. - znów łapie mnie zgiętymi palcami za nos
Mam nadzieję...
- Ale na krótko. Dwa, trzy dni. Potem muszę wracać do Rzymu. – ostrzegam. 
Facet robi mi łaskę a ja go ostrzegam. Muszę trochę odpuścić.
- Wyjedziesz kiedy będziesz chciała, Marta. Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś.- uśmiecha się miło – Robi się późno więc zatrzymamy się zaraz w jakimś hotelu przy drodze. Musimy odpocząć bo jutro czeka nas cały dzień jazdy.
Na myśl o hotelu ściska mnie w żołądku. Już nie długo okaże się jakim Sergio jest dżentelmenem...
Nie całą godzinę później....
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci wspólny pokój? Nie mają jedynek. Musiałbym wynająć dwie dwójki a to nie ma sensu. Wybierz sobie łóżko.

Cdn...

2 komentarze:

  1. Jak dobrze, że to nie znika niewiasto...
    miałem "wakacje" ale teraz dzięki temu nadrobić mogę (dzięki nieznikaniu)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie i dzięki temu, że jeszcze piszesz niewiasto ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz :) Aby osoby z poza blogera mogły podpisać się wybranym nickiem wystarczy by wybrały opcję "nazwa/adres URL" i w nazwie wpisały nick.