DZIEŃ ÓSMY
RANO W MIESZKANIU...
PIIIB! PIIIB! PIIIB!
PIIIIB!!!!
- Boże, wyłącz ten budzik! –
Gośka przykrywa głowę poduszką
Wyłączam budzik i
zwlekam się z łóżka.
- Ale bym jeszcze pospała...
– przeciągam się i z zamkniętymi oczami człapię do łazienki
Przemywam
twarz wodą, co mnie trochę pobudza, patrzę w lustro i...
- ŁAAA!!!! No nieee, nie,
nie! Co ja teraz zrobię?! Co ja teraz zrobię?! Nieee!!! – zamykam oczy i
spokojnie jeszcze raz patrzę w lusterko – No nieee.... – spokojnie, opanuj się,
coś da się z tym zrobić na pewno... Chyba.... – Gośka!
- Co?
- Ty masz puder do twarzy, prawda?
- No.
- Pożyczysz mi?
- Po co ci? Przecież się nie malujesz.
- To wyjątkowa sytuacja.
- Co się stało?
Pokazuję Gośce malinkę ciągnącą się od
ucha aż do obojczyka i z drugiej stony podobnie, choć na szczęście nieco mniej.
- Jezu! Ktoś cię dusił? - pyta z uśmiechem
- Ale śmieszne. – opowiadam wczorajszą
historię z Mariem – Pomożesz mi? Jak to zobaczy szefowa, to mnie zabije.
- Tu masz puder. - podaje mi małe pudełeczko.
- Dzięki. Czy to normalne, że malinka boli?
- Nie ale nie powiem, takiej
intensywnej jeszcze nie widziałam. Wygląda jakby ktoś cię napadł odkurzaczem.
Pudruję, pudruję ale to
cholerstwo ciągle widać. Będę musiała chodzić z rozpuszczonymi włosami.
- Kiedy mi to zejdzie?
- Za jakiś tydzień. Może troszkę wcześniej.
- No super... Ugotuję się w tym upale z rozpuszczonymi włosami.
W RESTAURACJI PRZED POŁUDNIEM...
- Ty w tych włosach to się nie ugotujesz? - pyta szefowa
- Nie, proszę pani. Jestem przyzwyczajona.
A W RESTAURACJI PO POŁUDNIU...
No świetnie. Cudownie wprost. Nie dość, że przez te
włosy rozpływam się z gorąca, to jeszcze teraz wymiotuję.
Płuczę gardło, myję twarz i
wychodzę z toalety. Coś musiało mi wczoraj zaszkodzić a ponieważ nie jadłam
nic oprócz riccotty z kawą i cukrem wygląda na to, że ser był nieświeży.
- Marta! Przenieś z
Margheritą tamte stoły na koniec sali a potem je nakryj! – rany! Jak ja go
nienawidzę! – Co ty taka blada i powolna? Rusz się! – krzyczy Mario
Przenoszę z Gośką stoły,
zataczam się i... Niewiadomo kiedy leżę już pod stołem.
Kiedy otwieram oczy widzę nas sobą twarz Angeli i Gośki.
- Dobrze się czujesz? - pyta Gośka
- Kiedy ostatnio jadłaś? - Angela pomaga mi wstać
- Wczoraj po południu.
- Dlatego jesteś taka blada. Musisz coś zjeść.
- Najpierw muszę iść do toalety bo zaraz tutaj zwymiotuję.
Wychodząc z toalety natykam się na szefową.
- Co ci jest? - pyta - Słyszałam, że źle się czujesz?
- Jest mi niedobrze, wymiotuję i czuję się słabo.
- Jadłaś coś?
- Na samą myśl o jedzeniu wymiotuję.
- Podejdź tutaj. - szefowa przygląda mi się uważnie poczym mówi - Wiesz co zrób?
- Co?
- Weź miotłę i pozamiataj cały salon. Tylko dokładnie.
Co za wredna małpa!
- I nie zapomnij zamieść pod stołami. - dodaje
A WIECZOREM...
Królestwo za łóżko!
Już piąty raz dzisiaj wymiotuję. Niesamowite ile człowiek może w
sobie zmieścić.
- Signore, Marta nienajlepiej się czuje. Wymiotuje co chwila i jest bardzo słaba. Myślę, że nie
będzie z niej dzisiaj dużo pożytku, może mogłaby pójść do domu? – Angela
wstawia się za mną u szefa – Jak będzie więcej gości, to ja za nią stanę na
sali.
- Marta! Chodź tutaj! - woła mnie szef - Źle się czujesz?
- Nienajlepiej.
- To wiesz co zrób?
- Taak..? Mam umyć okna?
- Co?
- No bo podłogę już umyłam.
- Nie, głuptasie. Idź do domu i odpocznij.
Wow!
DZIEŃ DZIESIĄTY
RANO W DRODZE DO PRACY...
- Hahaha!
- Z czego się śmiejesz? - Gośka dzisiaj coś naburmuszona
- A nic takiego...
Przypomniał mi się kolega, który świetnie „pali” dowcipy. Znasz ten kawał o
Jezusie idącym po palach?
- Nie.
- Nie? No więc chodzi o to,
że apostołowie płyną sobie łodzią a Jezus obok chodzi po wodzie. Św. Piotr mówi
do Jezusa, że też tak chce, na co Jezus każe mu wstać i po prostu iść po
falach. Piotr robi co każe mu Jezus i od razu tonie, na co Jezus krzyczy; „Po
palach idioto! Po palach!” – Gośka w ogóle nie reaguje – Dowcip stary i znany
lecz mimo to, kolega postanowił nam go opowiedzieć przy piwie a zrobił to w
ten uroczy sposób; „Płyną apostołowie łodzią, patrzą a tu Jezus po palach
idzie.” Hahaha! Dobre, nie? Lepsze niż oryginał.
- Co to są "po palach"? - niespodziewanie pyta Gośka
- Że co?
- Co to są te pale czy palach?
Co ona się ze mnie nabija? Niee... No nie
mogę uwierzyć. Oczywiście wyjaśniam Gośce znaczenie słowa „pal”, ale tak mnie
zszokowała tym pytaniem, że już sama nie wiem co o niej myśleć. Z jednej strony
mówi bardzo dobrze po polsku (i z akcentem), zaś gorzej po niemiecku (i bez
akcentu), z drugiej strony nie zna tak prostego słowa jakim jest „pal”.
Rozumiem nie wiedzieć co to jest „ekskomunika”, „dekapitacja” czy „oksymoron”,
ale „pal”? Równie dobrze mogłaby nie wiedzieć co to jest łyżka albo krzesło.
Nie wiem dlaczego Gośka gra przede mna kogoś kim nie jest.
Zresztą, nieważne, bo:
„Już za parę dni, za dni parę...
Wezmę plecak swój i
wynoszę się stąd...!”
A W RESTAURACJI PRZED POŁUDNIEM...
- Dlaczego nie ma dzisiaj Angeli? - pytam Kamilę
- Jest chora.
- O kurczę! Teraz ona? Co jej jest?
- Ma wysoką gorączkę.
- Mam nadzieję, że przynajmniej odpocznie.
Choroba jest tutaj jedynym argumentem żeby mieć wolne. I nic ci nie da udawanie
W RESTAURACJI PO POŁUDNIU...
- Angela?! Co ty tutaj robisz? Myślałam, że masz gorączkę?
- Mam dalej ale już mniejszą.
- To czemu tu jesteś? Idź do domu i się kładź!
- Nie mogę. Dzisiaj jest dużo pracy.
- Mam pogadać z szefem? Namówię go żeby cię puścił.
- Nie, to nic nie da. Muszę
zrobić tagliatelle i gnocchi ale nie martw się, wyjdę dzisiaj wcześniej.
Na bogów! To jakaś paranoja!
Czy to nie jest dyskryminacja? Dlaczeo mnie jednak puścili do domu a ją nie?
Dlaczego Angela i Kamila
przez tyle lat nie wypoczywały nad morzem, podczas gdy ja zdołałam wymusić to
u szefa po niecałym tygodniu pracy? Nic z tego nie rozumiem...
DZIEŃ DWUNASTY
W RESTAURACJI PRZED POŁUDNIEM...
- Angela, wszystko w porządku? - pytam podejrzliwie
- Tak a co?
- No wiesz... Jakby ci to powiedzieć... Nie wyglądasz za dobrze.
- Ale czuję się już lepiej.
- Myślę, że powinnaś jednak pójść do domu. Może powinien cię zbadać lekarz. - sugeruję
- Nie mogę iść do domu. Mam
dużo pracy.
- Nie obraź się, ja już
przechodziłam ospę wietrzną ale inni może nie i może wcale by nie chcieli...
- Wiem Marta, ale gorączka mi
już spadła więc signora poprosiła mnie żebym przyszła do pracy bo jestem
potrzebna.
- Poprosiła? Aha... Wiesz,
przy ospie gorączka zwykle spada gdy wychodza bąble.
DZIEŃ TRZYNASTY
W RESTAURACJI WIECZOREM...
- Marta, czemu zanosisz to
spaghetti z powrotem do kuchni? – szef zaczepia mnie gdy niosę cztery talerze
włoskiego spaghetti „ai spinachi” – Są przecież nietknięte.
- Państwo przy tamtym
stoliku – wskazuję ruchem głowy – powiedzieli, że nie będą tego jedli bo
zauważyli, że robiła to dziewczyna ze strupami.
- Ach... Idź do kuchni, odczekaj chwilę i zanieś im to mowiąc, że tym razem robił to ktoś inny.
- Pan nie rozumie. Oni w ogóle nie chcą jeść.
Szef patrzy na mnie jakby to była moja wina, że Angela ma ospę.
- No i co tak stoisz i patrzysz?! - wścieka się w końcu - Do roboty!
DZIEŃ CZTERNASTY
W RESTAURACJI WIECZOREM PO
PRACY...
Podchodzę do szefa
siedzącego w ogrodzie z żoną i synem.
- Signore, chciałam
przypomnieć, że dzisiaj był mój ostatni dzień pracy. – niezły wycisk mi dali w
ten ostatni dzień, nie ma co... – Jutro wyjeżdżam więc chciałabym prosić o
wypłatę.
- Proś... – macha ręką
czekając na dalszą część mojej wypowiedzi
Pozostała rodzinka wybucha
niekontrolowanym śmiechem.
Chyba go pogieło...
- Kiedy mogę oczekiwać zapłaty?
Czy mi się wydaje, czy
reszta zabija mnie wzrokiem? Zwłaszcza Mario.
- Jutro. - odpowiada szef po długim namyśle
- Dobrze. – dobrze, że w ogóle ma zamiar
mi wypłacić – Jutro jak Margherita pójdzie do pracy, przygotuję się i przyjdę
tutaj po pieniądze.
- Ok. Dobranoc. - odgania mnie niczym natrętną muchę
- Dobranoc.
DZIEŃ OSTATNI
RANO W MIESZKANIU...
- Co teraz zrobisz? – pyta
Gośka robiąc sobie makijaż – Naprawdę pojedziesz stopem do Rzymu?
- Naprawdę. A co będę robić?
Zobaczę co przyniesie los. W każdym razie jestem szczęśliwa, że nie muszę już
tu pracować. Normalnie serce rośnie...
- Zazdroszczę ci. - mówi poprawiając linię oka
- Nic prostszego...
- Zobaczymy siejeszcze w restauracji? - pyta lekceważąc moją sugestię
- Tak. Muszę wziąć wypłatę.
- No to do zobaczenia ale w razie czego, powodzenia.
- Dzięki.
Po wyjściu Gośki spokojnie
biorę prysznic, delektując się tym i nie przejmując, że woda wycieka aż po
korytarz. Nie wiadomo kiedy następnym razem będzie mi dane umyć się tak
dokładnie. Po malince naszczęście już prawie nie ma śladu.
Ubieram się w moją ulubioną
sukienkę, doskonałą na stopa (tą, w której wyruszyłam z Krakowa) i zaczynam się
pakować. Żebym tylko nic nie zapomniała...
- Marta... – głos szefa
stojącego w drzwiach pokoju zaskoczył mnie i przestraszył
- O? Dzień dobry. Przyszedł
mi pan zapłacić?
Nawiasem mówiąc mogłbyś się
nauczyć pukać, chamie.
- Nie, przyszedłem się z
tobą pożegnać.
- Aha. To do widzenia.
- Dlaczego mnie opuszczasz,
Marta? Może jednak zmienisz zdanie? – ignoruje aluzję
- Nie, nie zmienię.
- Marta! Nie rób mi tego! –
signore podchodzi do mnie i łapie mnie za ramiona niczym amant z brazylijskiego
serialu – Ty mnie jeszcze nie znasz! Ja mogę dać ci bardzo wiele! O! Widzisz? –
wyciąga portfel pokazując mi jego zawartość – Widzisz? Stać mnie na dużo
rzeczy!
- To może mi pan po prostu już wypłaci?
- Daj mi buzi, Marta!
A to cwaniak! Zwinnie zmienia temat...
- Nie muszę nic dawać. Zarobiłam na te pieniądze ciężką pracą. Należą mi się.
- No ale daj buuziii... Nie pożałujesz. –
składa usta w dziubek, przymyka oczy i wysuwa szyję w moją stronę
Wygląda to tak komicznie, że nie wytrzymuję i zaczynam się śmiać.
- Co cię tak śmieszy? - prostuje się - Ja cię śmieszę, tak?
- Dokładnie tak. Myślę, że powinien pan już iść, bo żona pewnie się niecierpliwi, hahah!
- Śmiejesz się ze mnie. - mówi z lekkim niedowierzaniem
- Tak. Hahaha! - łapię się za brzuch
- Dlaczego ty się ze mnie śmiejesz, Marta?
- Bo jest pan śmieszny.
Niech pan już idzie, bo mam jeszcze wiele do zrobienia. Muszę się spakować i
posprzątać i spakować i takie tam... – wyliczam
- Będziesz jeszcze kiedyś
żałowała, że przepuściłaś taką okazję! – mówi całkiem poważnie już wychodząc
- Oj, na pewno. Nie wątpię.
Hahahaha...!!!
A W RESTAURACJI...
- Dzień dobry. – mówię do ewidentnie
wkurzonej, krzątającej się w kuchni szefowej
Angela chora, ja wyjeżdżam... Trzeba samemu zapierniczać, hehe...
- Nie za krótką tą sukienkę ubrałaś? - słyszę uszczypliwą odpowiedź na me powitanie
- Nie. Długość do połowy ud bardzo mi odpowiada.
- Trzeba bylo jeszcze krótszą założyć!
No, no, no... Szefową ugryzło dziś więcej os niż zwykle.
- W krótszej niestety nie
czuję się tak dobrze jak na przykład Teresa. – mówię z półuśmieszkiem i
wychodzę szukać szefa
Im szybciej mi zapłaci, tym
szybciej złapię stopa do Rzymu. Niestety nigdzie nie mogę go znaleźć więc
siadam przy stole w głównej sali i czekam.
Po chwili przychodzi Gośka
zamiatając podłogę. Głupio mi tak siedzieć i patrzeć jak ktoś pracuje więc jej
pomagam. Myję z nią podłogę, przenoszę stoły, nakrywam i grabię ogród z liści a
szefa jak nie było, tak nie ma.
Pomagam tak Gośce do godziny
osiemnastej aż w końcu zjawia się Jegomość i raczy rzec, że za chwilę mi zapłaci.
Po tej chwili, czyli po
godzinie, Jaśnie Pan woła mnie do siebie...
- Masz tu pensję. 250 euro.
Szkoda, że nie chciałaś zostać dłużej. Tu masz ode mnie jeszcze 40 euro - i tak mi sie należało za tą pracę podczas czekania nie wspominając o dłuższych godzinach pracy – Mario z Teresą
zawiazą cię zaraz na główną drogę.
Przynajmniej tyle. Już
myślałam, że będę musiała z plecakiem schodzić z tych gór.
„Zaraz” okazało się kolejną
godziną. Jednak wreszcie doczekałam się tej chwili. Alleluja! Żegnam się z
wszystkimi (nie będę raczej za nimi tęsknić) i wsiadam do samochodu z Teresą i
Mariem. Te dwa pomioty szefostwa zawożą mnie w miejsce gdzie byłyśmy z Peterem
podczas wolnego „półdnia”.
Grzeczność wymaga aby także
z nimi się pożegnać, co czynię. Pożegnanie krótkie i chłodne, choć mam
wrażenie, że Mario gapi się na mnie jakby próbował mi coś przekazać ale kogo
to obchodzi! Wsiadają z powrotem do samochodu i... Adios amigos!
„NIECH ŻYJE WOLNOŚĆ!!! WOLNOŚĆ I SWOBODA!!!
TRALALALALALAA.... I DZIEWCZYNA MŁODA!!!”
Cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz :) Aby osoby z poza blogera mogły podpisać się wybranym nickiem wystarczy by wybrały opcję "nazwa/adres URL" i w nazwie wpisały nick.