- Ciaoo beellaa...
Właśnie dwóch takich
młodych, żądnych wrażeń samców próbuje do mnie zagadać. Problem w tym, że nie
chce im się nawet wyjść z auta a mnie się nie chce z nimi rozmawiać. Bo po co?
Przecież wiem co powiedzą... ”Jak masz na imię?”
- Jak masz na imię, piękna?
- Kunegunda. - odpowiadam zupełnie zrezygnowana
Teraz będzie "Skąd jesteś? i Gdzie idziesz?"
- Skąd jesteś, Kunegunda?
- Z Azerbejdżanu. - odpowiadam nie patrząc w ich kierunku
Teraz powinni rzucić paroma komplementami i zaprosić na przejażdżkę.
- Jesteś piękna, wiesz?
A nie mówiłam?!
- Może przejedziesz się z nami?
- Nie, dziękuję.
- A dokąd idziesz? Może cię podwieziemy?
- Do nikąd. - odpowiadam zgodnie z prawdą
- Daaiii... Pojedziemy się czegoś napić, co ty na to?
Teraz się zaczyna męczenie,
drążenie, wiercenie dziury w brzuchu... Mam tego po dziurki w nosie! Chcę się
gdzieś schować! W jakimś ciepłym, suchym miejscu. Chcę wracać do Polski!!!
- No chodź... My
jesteśmy grzeczni. Nic ci nie zrobimy przecież.
- Dajcie mi spokój!!! Nigdzie
nie idę! Nie widzicie, że mam wielki plecak na plecach?!?!!! Co wy, kretynkę ze
mnie robicie?!!!? Myślicie, że nie wiem o co wam chodzi?!!? Chcę tylko znaleźć
jakieś spokojne miejsce i się w nim zdrzemnąć a wy wracacie jak zwykle pewnie
z dyskoteki i jak zwykle musicie kogoś zarwać, bo jak to tak, wieczór bez
podrywu... Nie widzicie, że nie mam siły ani ochoty z wami rozmawiać?!!! Czy
wy, Włosi nie rozumiecie, że jak kobieta mówi nie, to ma na myśli NIE?!?!
Dajcie mi po prostu spokój!!!! - trochę mi nerwy popuściły.
- Zatrzymaj się.- mówi
chłopak siedzący na miejscu pasażera do kierowcy, poczym wysiada i podchodzi do
mnie.
- Daruj sobie.- mówię.- Zostaw mnie w spokoju. Jedź bawić się dalej a ja sobie pójdę w moją
stronę.
- Nie płacz tylko.
- Nie płaczęę!!! Spadaj!
- To czemu łzy ci spływają po policzkach?
Widocznie nerwy puściły mi trochę bardziej niż myślałam.
- Żegnam! - mówię po prostu i odchodzę
- Czekaj! Nie jesteś głodna? Pytam poważnie.
- Co? Nie.
- Jedziemy właśnie do gelaterii coś przekąsić. Lubisz ciepłe cornetti?
Przełykam głośno ślinę i czuję mocne ssanie w żołądku. Kiedy to ja ostatnio jadłam?
- Tak ale chcę sobie już iść.
- Przestań... To jest tutaj, niedaleko. Pozwól się zaprosić na ciepłego rogalika z czekoladą.
Iiidź!!! Korzystaj z okazji!
Jest mi już wszystko jedno.
- No nie wiem... Nie chcę sprawiać problemu, poza tym... - pociągam nosem
- Poza tym co?- Przerywa mi chłopak.- Jak
dla mnie nie ma żadnego problemu. Zapomnijmy o tamtym głupim początku
spotkania. Mam na imię Manuele.
- Ja naprawdę mam na imię Marta.
Chłopak podnosi brew, uśmiecha się i mówi:
- Bardzo mi miło, Marta. - uścisk dłoni - Wiec jak? Zjesz coś z nami?
10 sekund później...
- Chętnie.
- No i super. To jedziemy.
W samochodzie zastanawiałam
się jeszcze czy jestem tak odważna, czy tak porąbana, ale w lodziarnio-piekarni, jedząc pysznego, ciepłego rogalika z czekoladą, posypanego
cukrem pudrem doszałam do wniosku, że jestem po prostu bardzo głodna.
Moi nowi koledzy stoją przy
drzwiach na zewnątrz lokalu i wygląda na to, że się nad czymś naradzają. Być
może zastanawiają się gdzie wywieźć moje zwłoki po skończeniu mojego marnego
żywota... Nieważne! Za takiego pysznego rogalika mogę umrzeć!
- Słuchaj... - Manuele
kładzie rękę na moim ramieniu - Jeśli chcesz możesz zanocować dzisiaj u mnie.
Dzisiaj jestem sam w domu więc nie byłoby problemu.
- Dzięki za troskę, ale ja
wiem co się kryje pod takimi propozycjami pomocy. - pokazuje w powietrzu
cudzysłów przy słowie „pomoc”
- Z mojej strony nic ci nie
grozi. Odpoczniesz sobie a rano odwiozę cię w miejsce które chcesz. Co ty na
to?
Skoro pozwoliłam się wywieźć
w ciemną noc murzynowi nie wiadomo gdzie, pojechałam do Wenecji z jakimś starym
dziadem… To czemu miałabym jemu nie zaufać? Jest mi wszystko jedno. Jestem zbyt
zmęczona. Nie czuję nóg ani ramion.
- Na pewno? - pytam podnosząc brwi
- Słowo honoru. - Manuele przykłada rękę do piersi
A co mam do stracenia...?
Nie wiem jak mam to wytłumaczyć, ale raz na jakiś czas człowiek potrzebuje się
zdrzemnąć w łóżku, w czystej pościeli a nie tylko w krzakach, na pomnikach,
fontannach, ławkach, itp.
- Dobrze. – odpowiadam po
namyśle.- Jeśli to nie będzie dla ciebie problemem, chętnie zregenerowałabym
siły w normalnych warunkach.
Manuele odwraca się i z uśmiechem
pokazuje swemu koledze stojacemu przy wejściu, że wszystko poszło po jego myśli.
Jeszcze możesz się wycofać, Marta...
Nie bądź głupia! Skorzystaj
z sytuacji. Nie wiadomo kiedy znów nadarzy ci się okazja do przespania
normalnie nocy...
Chyba cię porąbało...! Nie
widziałaś, że oni pokazują sobie „znaki”?! Na pewno nie mają potrzeby
spełniania odpowiedniej ilości dobrych uczynków każdego miesiąca.
Przecież kupili mi jedzenie, są mili i przestali się zachowywać jak napalone nastolatki.
Czy mama nie mówiła ci żebyś nie szła z każdym kto kupi ci cukierki?
Ale mama nigdy nie była w takiej sytuacji i nawet nie wyobrazala sobie, że może być. To może jest jedyna szansa na odpoczynek.
Tak! W grobie chyba!
Trudno! Zwyczajnie jest mi wszystko jedno.
Czy ja zaczełam gadać sama ze sobą?
To też mam gdzieś.
Okazało się, że samochód nie
należał do Manuele tylko jego kolegi, który podwiózł nas pod bramę w której
mieszka Manuele i pojechał sobie do domu. Teraz właśnie
jedziemy ciasną windą na właściwe piętro.
- Tu mieszkam.- Mówi Manuele
otwierając drzwi do mieszkania.- Tam jest łazienka - wskazuje na ostatnie drzwi
po prawej stronie korytarza.- A obok kuchnia.
- Aha. A gdzie mogłabym się
zdrzemnąć? Wystarczy mi kawałek podłogi...
- Daj spokój... Tam jest
sypialnia. Moi rodzice wrócą dopiero jutro więc możesz sobie spać do woli.
- A o której godzinie wrócą?
- Mniej więcej o 12.00
- Aha. – To nie dużo snu mi
zostało biorąc pod uwagę, że jest po trzeciej nad ranem... - Dziękuję. To ja
może położę się już spać. Jestem bardzo zmęczona.
- Jasne. Nie krępuj się.
Po szybkim skorzystaniu z
łazienki, kładę się nie zdejmując ubrania na wielkim łożu małżeńskim (należącym
zapewne do rodziców Manuele). Głupio mi trochę, bo pościel jest czysta a ja
nie mam nawet czystych ubrań. Kładę się więc na wierzchu kołdry, zresztą w
mieszkaniu jest dużo cieplej niż na dworze i naprawdę okrycie nie jest
potrzebne. Przysuwam się jak najbliżej brzegu łóżka aby zajmować jak najmniej
miejsca.
Po chwili przychodzi
Manuele, w samych tylko bokserkach, opalony i jędrny niczym młody bóg. Stoi
przez chilę nieruchomo w progu, ewidentnie próbując napiąć każdy możliwy
mięsień swego ciała. Jego brązowa, długa, modnie zaczesana na bok grzywka
odbija się w blasku lampki nocnej.
- Wygodnie ci?
- Nawet sobie nei wyobrażasz jak bardzo.
Po paru nieprzespanych nocach wśród
„natury”, nawet wygody w weneckim hotelu nie umywają się do tego cudownie
miękkiego, ciepłego, czystego, bezpiecznego łóżka.
- Mam tylko nadzieję, że nie pobrudzę pościeli. - dodaję
- W ogóle nie przejmuj siętakimi rzeczami. Przykryj się jeśli chcesz.
Manuele kładzie się po drugiej stronie łoża i gasi światło.
- Dobranoc. - mówi
- Dobranoc.
Mój aniele stróżu, dziękuję
ci za opiekę i ciepłe łóżko. To tak wiele dla mnie znaczy... Nie ma gapiów,
zimna, wiatru, niewygodnych kamieni, przemoczonej ziemi... Nie ma niebezpieczeństwa...
Nagle czuję delikatne
smeranie po moim prawym ramieniu. Obracam się plecami do Manuele i przysuwam
się jeszcze bliżej krańca łóżka. Wtedy wyczuwam smeranie również po moich
plecach.
- Jak już mówiłam Manuele, DOBRANOC.
- Dobranoc. - odpowiada nie przerywając smerania
- Manuele, czy ja ci czegoś
nie mówiłam, zanim tu przyjechaliśmy? - odwracam głowę w jego stronę.
- Nie pamiętam.
- To ci przypomnę… - siadam
na łóżku i wyprostowana próbuję wyłapać jego wyraz twarzy w ciemnościach.- mówiłam
ci, że między nami do niczego nie dojdzie, bo po pierwsze, mam chłopaka w
Polsce, którego...
- No to co? - przerywa mi. -
On jest w Polsce...
- Którego bardzo KOCHAM -
dokańczam i znów wyobrażam sobie Cyryla. - A po drugie, nie szukam przygód tylko
chcę się przespać. Rozumiesz? Potrzebuję snu. Jestem bardzo zmęczona.
- Ale przecież ja cię do niczego nie zmuszam...
- To dobrze. W takim razie jeszcze raz, dobranoc.
Po około piętnastu sekundach...
- Manuele! Proszę cię!
- Ja ciebie też!
- Daj mi spokój!
- Ale dotknij mnie tylko raz...
- CO?!
- Dotknij mnie. No, śmiało. Zobaczysz jak może być przyjemnie.
- My sięchyba nie zrozumieliśmy.
- Nie wstydź się.
- Manuele, to nie o to chodzi. JA potrzebuję snu. Myślałam, że chcesz mi pomóc.
- Oczywiście, że chcę. Pomogę osiągnąć ci szczyt rozkoszy. Dosięgniesz ze mną nieba.
Włosi i te ich gadki. Wyczytują je z poradników czy co?
- Ale ja chcę tylko spać! - głos mi się łamie - Nie chcę sięgać nieba!
- Pośpisz później. Dzięki mnie, zaśniesz jak niemowlę.
- Ok.- biorę głęboki
oddech. - Rozumiem. - wstaję z łóżka.- To ja już sobie pójdę.- zabieram swoje
rzeczy.
Manuele wyskakuje z łóżka
jak oparzony i stoi niczym słup soli.
- Co robisz? - pyta w końcu.
- Zabieram swoje rzeczy i
idę stąd. Myślałam, że chcesz mi pomóc ale ty jesteś tacy jak wszyscy. Myślisz
tylko o jednym; jak wykorzystać czyjąś beznadziejną sytuację na swoją korzyść.
Oczywiście liczą się tylko twoje potrzeby. A ja naprawdę nie spałam już od
dawna. Nie wyobrażasz sobie nawet jakie czuję zmęczenie i jak bardzo marzę o
takich normalnych, podstawowych rzeczach jak łóżko.
- Przepraszam. Odzywa się
nagle Manuele, stojąc dalej nieruchomo z opuszczonymi rękami.
- Teraz to już naprawdę
dobranoc, bo ja wychodzę.
- Nie, zaczekaj! - wreszcie
się poruszył. - Zostań. Nie wiedziałem, że to dla ciebie takie ważne...
Stoję w progu sypialni z
plecakiem i Igorem w ręku.
- Możesz się położyć. Nic ci
nie zrobię.- próbuje mnie przekonać Manuele.- Będziemy już tylko naprawdę
spać.- podnoszę brwi do góry.- Naprawdę! -
przykłada dłoń do lewej piersi.
- Dobrze.- odpowiadam
niepewnie.- Ale naprawdę bardzo cię proszę o spokój. To jedyne o co cię proszę.
- Możesz na mnie liczyć.
Kładziemy się oboje z powrotem.
Każde z nas na osobny kraniec łóżka. Przytulam do siebie jak zwykle Igora, bo
nawet nie wiesz jak bardzo wtedy potrzebowałam czyjegoś przytulenia... Zamykam
oczy i już widzę Morfeusza przywołującego mnie do siebie gdy nagle koło mego
prawego ucha słyszę;
- A może zrobić ci masaż?
- Aaaaa... Czy ja wymagam tak wiele? Jedynie odrobiny spokoju.
- Ale ja mówię poważnie! Mam na myśli tylko masaż.
- Co? Daj mi spokój, proszę.
- Ale ja jestem masażystą. - podpiera sięna łokciu i włącza lampkę.
- Że co?
- No może nie zupełnie masażystą.
Jestem dopiero na drugim roku ale uwierz mi, że umiem masować.
Łaaa... Masaaaaż... Czuję
jak zaświeciły mi się oczy.
- Ja chciałam tylko spać a
ty znowu próbujesz robić jakieś podchody.
- Żadne podchody. Mówię
poważnie. Zrobię ci masaż, odpoczniesz, zrelaksujesz się i spokojnie sobie zaśniesz.
- Nie masz czasem na myśli
masażu erotycznego? - zerkam na niego podejrzliwie.
- Nie. Chociaż nie powiem,
że bym takiego nie wolał... Ale nie obawiaj się. Wiem, że nie chcesz i nie
musisz się martwić. No, dalej! Połóż się wygodnie na brzuchu.
Mimowolnie robię co każe, nie tracąc jednak czujności.
- Zrelaksuj się.
Staram się ale to nie jest łatwe.
- Jesteś strasznie spięta. - mówi dotykając mięśni karku.
- Nic na to nie poradzę.
Może mi nie uwierzysz ale
tamtej nocy, po wielu trudach i nie przesadzając, cierpieniach, (wliczajac w
to spanie na ławce, na trawie pod świątynią z kotami, samotne włóczenie się po
przedmieściach...), wszystko zostało mi wynagrodzone tym masażem. Nie do końca
się zrelaksowałam, bo nie mogłam przestać myśleć, że za chwilę jego ręce zsuną
się tam, gdzie nie powinny, ale na szczęście tak się nie stało. Moje biedne
ramiona i plecy były mu ogromnie wdzięczne. I co najważniejsze - nic się nie
wydarzyło!
- Nie zmienisz jednak zdania na masaż erotyczny? Robię bardzo dobry. - mówi po około 10 minutach masowania
- Nie!
- Ok. Tak tylko pytałem. Spróbować nigdy nie zaszkodzi. - wzdycha, gasi ponownie światło i odwraca się plecami - Dobranoc.
- Dobranoc. - odpowiadam z uśmiechem
Obudziły mnie promienie słońca
na twarzy.
Trzeba wstawać! Zaraz
przyjadą rodzice Manuele i dobrze by było gdyby mnie tu nie zastali. Odwracam
głowę w prawo. Wygląda na to, że Manuele przechodzi fazę snu ”REM” i nic go nie
obchodzi, że za chwilę zastaną nas jego rodziciele. Skoro jego to nie obchodzi,
to czemu mnie miałoby obchodzić?
Odwracam się na lewy bok,
żeby nie raziło mnie słońce i ponownie zasypiam.
Budzę się po mniej więcej
trzech kolejnych godzinach a zaraz po mnie Manuele.
Jest godź. 12.35
Korzystam szybko z toalety i mówię:
- To ja już pójdę. Dziękuję za przenocowanie.
- Czekaj, odprowadzę cię. - Manuele drapie
się po głowie, stojąc jeszcze nieubrany w przedpokoju.- Tylko się ubiorę.
Zjeżdżamy windą na dół i dochodzimy do przystanku autobusowego.
- No to tutaj cię zostawię. Wsiądziesz w
najbliższy autobus, który zawiezie cię do centum. Dasz sobie radę?
- Pewnie. Dziękuję.
- No to cześć.
- Cześć.
- Powodzenia! - woła na odchodne
I tak kończy się moja historia z Manuele.
- Czy jedzie pan do centrum? - pytam
kierowcę pierwszego autobusu, który zatrzymuje się na tym przystanku.
- Którego centrum?
- No, centrum Rzymu.
- Ale którego?!
- No takiego centralnego centrum.
- Musisz się określić. Nie wiem o co ci chodzi.
- No, na rynek na przykład.
- Na który rynek?! - pyta zdenerwowany
Na booogóów!!! Nie wiem! Centralny rynek!
- Nie wiem. Żeby było w miarę blisko "Via del Corso".
- Wsiadaj. Jadę.
Nie można było tak od
razu?!? Siadam z przodu autobusu, żeby w razie czego zapytać gdzie mam wysiąść.
W końcu według wskazówek
kierowcy wysiadam w zupełnie nieznanym mi miejscu i zupełnie nie wiem co mam
dalej robić. Siadam na przystanku na którym się przypadkowo znalazłam, opieram
ręce o plecak i zaczynam rozmyślania; No i co teraz? Gdzie ja mam teraz
iść? Czy powinnam ponownie wystawić się na ośmieszenie i spróbować mimować?
Tylko gdzie zostawić bagaże? Czy może powinnam dać sobie spokój z tymi
dyrdymałami i zacząć szukać normalnej pracy? Tylko jak dam radę pracować nie
mając gdzie spać nawet? Poza tym jak pomyślę, że znów mam tyrać za głodową
stawkę i jeszcze być gorzej traktowana, bo przecież jestem tylko Polką, to mi
się odechciewa...
Podjeżdża kolejny autobus,
już któryś raz z tym samym, młodym i całkiem przystojnym kierowcą. Tym razem
drajwer nie rusza tak od razu. Czeka chwilę patrząc na mnie z uśmiechem. W
końcu gestem ręki zachęca żebym wsiadła.
Iiidź!!! Wsiadaj!! To znak!
Zobaczysz, że dzięki temu wszystko się odmieni. Nic nie dzieje się
przypadkiem...
Przecząco kręcę głową w odpowiedzi.
Macham mu na pożegnanie kiedy rusza i dalej zastanawiam się co robić... Przede
wszystkim trzeba ruszyć się z tej ławki. Nie spędzę tu przecież nocy (mam
nadzieję). Noc... Ta myśl napawa mnie lękiem.
Wstaję z przystanku i ruszam
w kierunku „entliczek- pentliczek”. Przechodzę przez wielkie rondo o nazwie „Mazzini”
i powolnym krokiem idę dalej.
Niech ktoś mi pomoże... Niech
ktoś mi chociaż podpowie co mam robić... Niech ktoś się mną zaopiekuję... Aniele,
stróżu mój, pomóż mi... Dziadku, być może patrzysz na mnie z kądś tam... Powiedz
mi co mam teraz zrobić...
Zaraz, zaraz...
Stoję właśnie przed jakąś
wielką bramą dalej na piazza „Mazzini”. Rozglądam się dookoła. Nie wiem co, ale
coś każe mi wejść do tej właśnie bramy więc wchodzę. Portier w swojej budce
wita mnie kiwnięciem głowy. Tu są jakieś biura. Może będzie dla mnie tu praca
(chociaż, szczerze, nawet na to nie liczę). Przechodzę przez długi korytarz.
Mijam jedno biuro, drugie, trzecie, wszystkie adwokackie. Zbieram się na
odwagę aż wreszcie dochodzę do końca tego korytarza, biorę głęboki oddech i wchodzę
do ostatnich drzwi
- Dzień dobry.- mówię
nieśmiało do młodej brunetki siedzącej za biurkiem.- Ja w sprawie pracy. Czy
mogłabym porozmawiać z kimś odpowiedzialnym za zatrudnianie?
- Ależ oczywiście. Proszę iść tym korytarzem i wejść do ostatnich drzwi po prawej stronie.
- Dziękuję.
Idź szybkim krokiem i wchodź od razu. Nie zastanawiaj się nad niczym!
Ale co ja powiem jak wejdę? Przecież nawet nie wiem gdzie dokładnie jestem...
Wchodź! Pytaj o pracę! Nie zastanawiaj się!
Przecież nikt cię za to nie zabije! Co najwyżej wyśmieje...
Delikatne "puk, puk" i wciskam głowę w szparę w drzwiach.
- Dzień dobry. - próbuję jakoś zacząć
Mężczyzna o czarnych, półdługich włosach
siedzący za biurkiem niewielkiego pomieszczenia albo nie wydaje się
zainteresowany moją osobą, albo mnie nie słyszy. Nie podnosi w ogóle głowy z
nad sterty papierów.
Uciekaj!!! Masz jeszcze szansę. Jeszcze cię nie zauważył! Uciekaj zanim najesz się wstydu!!
Pomieszczenie choć małe, mieści w sobie bardzo dużo gratów.
- Ehkm, ekhm... Dzień dobry. - mówię tym razem trochę głośniej
Mężczyzna podnosi głowę z nad papierów i patrzy ze zdumieniem.
- Kto cię przysłał? - pyta
- Nikt. A kto mialby mnie przysyłać? - uśmiecham się otwierając trochę szerzej drzwi - Nie jestem szpiegiem. - poruszam znacząco brwiami
- Żadna agencja cię nie przysłała?
- Jaka agencja? Sama się
przysłałam.- uśmiecham się jak najszerzej potrafię i wchodzę już odważniej do
środka.
- A przepraszam, o co
chodzi? - mężczyzna o ciemnej karnacji opiera się o fotel.
- Ale gdzie ja w ogóle
jestem?
- Ha, ha, ha! Podobasz mi
się.- pokazuje swe śnieżnobiałe, w porównaniu do karnacji zęby. Nie jest stary.
Rzekłabym wręcz, że całkiem młody.
- Szukam pracy.
- Skąd jesteś?
- Z Polski. Właśnie niedawno przyjechałam
do Włoch autostopem i szukam pracy żeby zarobić na studia. Próbowałam być
mimem ale nie bardzo mi to wychodzi więc pomyślałam, że może tu się dla mnie
coś znajdzie lub może będą tu ludzie, którzy znają ludzi, którzy mieliby coś
dla mnie i...
- Przyjechałaś z Polski stopem? - mężczyzna przerywa mi opierając łokcie o blat biurka.
- Tak.
- Czym mówisz, że próbowałas być?
- Mimem. Statua taka.
- Hahahah!!! I co?
- No i nie bardzo. Ale potrzebuję pieniędzy na studia.
- Przykro mi ale jesteś za gruba na modelkę. - odpowiada najwyraźniej ubawiony
Szok. Jaką modelkę?! O czym on mowi?? Chwilunia... Jaka za gruba?!!!
- Modelkę? Dlaczego?
Mężczyzna wstaje ze swojego
wielkiego, skórzanego fotela, omija biurko, podchodzi do mnie i mówi;
- Zobacz. Widzisz? - bezceremonialnie łapie
mnie za ramię i bok talii.- Ty jesteś po prostu za gruba na modelkę.
- Ale o czym pan mówi?! Ja
nie chcę być żadną modelką! No dobra, może gdyby mi to ktoś zaproponował,
pewnie bym nie odmówiła – odgarniam szarmancko włosy - ale nikt mi tego nie zaproponuje, bo nie
wyglądam jak anorektyczka. Więc o co panu chodzi?
- Przyszłaś do agencji modelek i prosisz o pracę, to co mam sobie myśleć?
- To jest agencja modelek? - rozglądam się jeszcze raz dookoła
Mogłam przeczytać tabliczkę przed bramą a nie wchodzić bo mi tak przeczucie każe...
- A ty myślałaś, że co? Żadna dziewczyna
nie przychodzi do mnie sama ot, tak. A ty mnie zdziwiłaś i... Zafascynowałaś
swoją śmieszną opowieścią. Jesteś podobna do mnie, wiesz? Ja też lubię
przygody.- siada na małej kanapie stojącej pod prawą ścianą, zakłada ręce za
głowę i jakby gdzieś odpływa.- W zeszłym roku pojechałem sam do Meksyku, zupełnie
w ciemno..
- Też autostopem? - przerywam
- Nie, normalnie, samolotem. Zarezerwowałem sobie wcześniej lot.
- Też mi wybryk i przygoda.
- Ale nie miałem zarezerwowanego hotelu, nic zupełnie!
Uuuhhuuu!!!
- Zaraz, zaraz... - stoję na przeciw niego - Jestem GRUBA?!?
- No, nie oszukujmy się... Jak ty masz na imię?
- Marta.
- Ja jestem Fabrizio. No więc Marta, nie bierz tego do siebie ale ty jesteś po prostu... Hmm... Nazwijmy to, zbyt dobrze odżywiona.
- Co?! Chyba za dlugo siedzisz w świecie modelek. Ja jestem po prostu normalna.
- Nie, nie, nie, Marta. Ty jesteś przy kości.
- A ja uważam, że po prostu dawno nie widziałeś innej dziewczyny niż anorektyczka!
Bożeee! Naprawdę jestem gruba..?!? On ma rację przecież! Wyglądam jak świnia!
Fabrizio wstaje, wygrzebuje ze sterty
ciuchów leżącej na podłodze jakąś szmatę, przykłada do mnie i mówi;
- Widzisz? Przecież ty nawet nie zmieściłabys się w tę sukienkę.
- Co ty mi tu wciskasz? Przecież to dziecięcy rozmiar.
- Hahaha!!! Dobre! To jest przeciętny rozmiar dziewczyn, które u mnie pracują.
- To u ciebie chyba pracują same
dwunastolatki. Przyznaj, że te dziewczyny nie są normalne i co druga cierpi na
anoreksję.
- No, może niektóre ale są też takie, które...
- Które cierpią na bulimię. - przerywam
- Marta, do tej pracy niestety nie wolno wyglądać jak... Jak... Świnia.
Do licha! Muszę zacząć się odchudzać!
- Trzeba kontrolować to co się je. A ty Marta, wydajesz się osobą, która...
- Połyka to co zje i nie
zwraca, tak? - Fabrizio milknie i wydaje się być jakby pod wrażeniem... Mojej
bezczelności.- Otóż powiem ci, że byłabym wspaniałą modelką! Byłabym ikoną
wszystkich tych dziewczyn, które mają kompleksy - do przemówienia brakuje mi
wzniosłej muzyki w tle. - Byłabym nową generacją modelek, które wygladają jak
kobiety a nie wieszaki! Byłabym symbolem modelki szczęśliwej!!!
- Dziewczyno, ty po prostu
musisz zacząć mniej jeść. - Fabrizio zwinnie sprowadza mnie na ziemię.- Dam ci
radę. Nie zjadaj wszystkiego co masz na talerzu. Zawsze zostawiaj przynajmniej
jedną czwartą porcji.
Muszę naprawdę wyglądać jak
potwór... A wydawało mi się, że schudłam bo przecież ostatnio rzadko mam okazję
coś zjeść...
- Wróćmy jednak do sedna
sprawy. Pytałam czy miałbyś dla mnie jakąś pracę i wcale nie miałam na myśli
pracy modelki, bo nigdy nawet nie śmiałam o tym marzyć. Może masz coś innego?
Mogę np. asystować modelkom, podawać im ubrania, kosmetyki, jeść przy nich
pyszną pizzę... - za tych co nie mogą! -
Robić wam herbatę i kawę...
Fabrizio siedzi ponownie za
biurkim na swoim skórzanym fotelu, opiera brodę o ręce i wydaje się być
najwyraźniej rozbawiony.
- Nie, niestety ne mam żadnej pracy. - kręci przecząco głową
- Mogę nawet sprzątać.
- Nie potrzebuję sprzątaczki.
- Akurat! - ruchem głowy wskazuję nieład panujący w jego biurze - Hahah!
- Niestety, Marta...
- To może znasz kogoś kto miałby dla mnie
pracę? Lub jakiś kąt do mieszkania? Tylko nocleg i łazienka. Nie potrzebuję więcej.
Już ktorąś noc z kolei błąkam się po mieście.
- A gdzie twoi przyjaciele?
No właśnie...
„...Gdzie oni są! Gdzie są moi przyjaciele, ele, ele,
ele!
Zabrakło ich! Choć zawsze było ich niewielu, elu, elu,
elu!...”
- W Polsce.
- No proszę cię, nie mów, że jesteś tu sama.
- Tak właśnie mówię.
- Przyjechałaś sama
autostopem z Polski? Zupełnie bez nikogo?!? - Fabrizio prawie literuje
każde słowo.
- Dokładnie tak. A co
myślałeś?
- Że przyjechałaś z grupą
przyjaciół, z chłopakiem, z kimkolwiek! Do głowy mi nie przyszło, że możesz być
tak kretyńsko głupia! - chwila ciszy... - Naprawdę podziwiam cię. Myślałem, że
ja jestem szalony, ale po poznaniu ciebie muszę ci oddać koronę głupca roku.
- No co?! A co miałam
zrobić? Potrzebuję pieniędzy na studia. Czyli nie masz dla mnie żadnej pracy?
- Niestety nie. Fotograf jest teraz na wakacjach. Martwy okres.
- A po co fotograf?
- Żeby robił zdjęcia. Nie wiesz po co jest fotograf?
- No ale... Nie rozumiem.
- Mógłbym spróbowac zrobić z ciebie fotomodelkę.
- Jak to? Przecież się nie nadaję.
- Nie nadajesz się na modelkę bo jesteś za gruba. To już ustalilismy.
- Nie jestem gruba tylko...
Fabrizio ucisza mnie gestem ręki.
- Ale masz inne zalety. Ładny, zarażający uśmiech. Ładny biust...
- Czyli coś czego nie mają
wieszaki? - Ruszam drwiąco brwiami.- Przynajmniej naturalnie...
- Dokładnie. Niestety jednak
nic z tego nie będzie, bo jak już mówiłem, teraz jest martwy okres. Może
dopiero w połowie września.
- W połowie września będę musiała wracać już do Polski. Czekają na mnie studia.
Fabrizio rozkłada bezradnie ręce.
- Przykro mi... - mówi
- No cóż... - odwracam się w
kierunku wyjścia. - Przepraszam za najście. Dziękuję za wysłuchanie.
Otwieram drzwi i już prawie
jedną nogą jestem na zewnątrz, gdy...
- Zaczekaj! - Fabrizio
najwyraźniej się opamiętuje.- Jeśli masz czas, to umówmy się o godzinie... -
patrzy na zegarek. - Dwudziestej. Możesz?
- Niech pomyślę... Hmm... Chyba
znajdę trochę czasu w moim grafiku zajęć. - uśmiecham się puszczając mu oko.-
Tylko po co mam przyjść?
- Zapraszam cię na kolację
do mojego przyjaciela, który ma pizzerię. Kto wie? Może będzie miał
dla ciebie także pracę?
Kolacja? Przełykam głośno ślinę. Pizza? Mmm... Ostatnio jadłam wczoraj jednego rogalika.
- Chętnie. Dziękuję. Tylko gdzie się spotkamy?
- Wiesz gdzie jest "Piazza Navona"?
- Oczywiście, że wiem.
Najwyżej spytam ludzi.
- To spotkajmy się tam pod fontanną Maura o dwudziestej, ok?
- Ok. W takim razie do zobaczenia!
- Cześć.
Wychodzę z biura żegnając sekretarkę, potem
portiera i jakoś mi tak lżej na duszy... DZIŚ WIECZOREM ZJEM!!! Dziękuję ci
dziadku, jeśli ty maczałeś w tym palce, dziękuję mój Aniele Stróżu, moja Juno...
Fajny ten Fabrizio. Wydawał się taki groźny na początku, a potem romawiało mi
się z nim jak z kumplem. Może los się do mnie uśmiechnie...?
Cdn...
Marto,czekam niecierpliwie na ciąg dalszy..
OdpowiedzUsuńMiło mieć wiernego czytelnika. :)
Usuńnie jednego...
Usuń