Bezpieczeństwo
"Pieniądze szczęścia nie dają,
dopiero zakupy."
Marylin Monroe
Ja
w tym czasie stałam na autostradzie z wyciągniętym kciukiem i czekałam aż ktoś
mnie podwiezie chociaż kawałek w kierunku Polski. Maurizio upierał się, że kupi mi bilet lotniczy, ale nie chciałam się
zgodzić. Nie
mogłam.
Jak
to jednak u mnie często bywa, po drodze wpadam na kolejny genialny pomysł -
skoro jestem we Włoszech, to odwiedzę moją kuzynkę z Viareggio. Po krótkim
telefonie do niej i jej zapewnieniach, że jestem mile widziana, bez większych
przeszkód dostaję się autostopem z Rzymu do Viareggio.
Na
miejscu jestem mniej więcej o dziesiątej wieczorem. Odnajduję podany mi adres i
czekam pod bramą aż kuzynka wróci z pracy. Mówiła, że będzie około pierwszej w
nocy. Jakiś starszy pan obserwuje mnie z balkonu na pierwszym piętrze.
-
Czy pani na kogoś czeka? – decyduje się w końcu zagadać
-
Tak. Na moją kuzynkę. Powinna niedługo wrócić z pracy.
-
Czy to ta dziewczyna, która mieszka na parterze?
-
Zdaje się, że tak. – zadzieram głowę do góry
-
To może poczekaj chociaż na klatce. Otworzę ci. Czekaj chwilę. – i znika
Po
chwili słychać brzęczenie otwieranych drzwi przez domofon. Otwieram i siadam na
schodach w korytarzu. Chwilę później ten sam straszy pan ostrożnie wychylając
głowę zza poręczy schodów pyta czy nie jestem głodna i wyciąga do mnie rękę z
pięknym zielonym jabłkiem i soczystą gruszką.
-
Dziękuję, nie trzeba. – mówię z pokojowym uśmiechem
-
Zjedz, dziecko, zjedz. Na pewno podróż cię wykończyła. – wskazuje głową na mój
plecak
-
Dziękuję bardzo. – biorę owoce – I dziękuję za otwarcie bramy.
-
Nie ma za co. Co masz czekać na zewnątrz i siedzieć na chodniku. One zaraz
powinny być. Zawsze mniej więcej o tej porze wracają. – oświadcza i chowa się
do swojej norki
-
Jeszcze raz dziękuję! – wołam za nim
Wkrótce
też okazuje się, co staruszek miał na myśli mówiąc ONE.
Jakieś
pół godziny później słyszę klucz w zamku bramy i rozmowę dwóch kobiecych
głosów;
-
Gdzie ona jest? Nie dojechała?
-
Nie wiem. Powinna już być. – odzywa się ten znajomy, mojej kuzynki
-
Może jej się coś stało?
-
Nawet mi nie mów. Z jej zwariowanymi pomysłami to wszystko możliwe.
Głosy
są coraz głośniejsze. Zbliżają się korytarzem w kierunku schodów ćwierkając
jedno przez drugie żeby w końcu krzyknąć;
-
Aaa!!!
-
Spokojnie, to tylko ja. – podnoszę się i unoszę ręce w geście poddania
-
Ty wariatko! – krzyczy Magda
-
Też się stęskniłam.
Padamy
sobie w ramiona i tkwimy tak chyba dobre pół minuty. W międzyczasie wyciągam
rękę do drugiej dziewczyny, która stoi nieśmiało z boku.
-
Marta jestem.
-
Gośka. – silny uścisk dłoni
-
Miło mi.
-
Chodź, zjesz coś. – mówi radośnie Magda – Siedząc w tych ciemnościach pewnie
zgłodniałaś.
-
Dziękuję, nie jestem głodna. Taki jeden pan zniósł mi jabłko i gruszkę.
Gośka
z Magdą patrzą po sobie pytająco.
-
Jaki pan?
-
Ten sam co otworzył mi bramę. Mieszka zdaje się, piętro wyżej.
Obie
wybuchają śmiechem.
-
A skąd wiesz, czy nie były zatrute?
-
Wiesz co, ta twoja kuzynka to faktycznie wariatka. Najeść się jedną gruszeczką
i jabłuszkiem.
-
Opowiadaj. – Magda szarpie mnie za ramię gdy siedzimy już w kuchni
Obie
patrzą na mnie z wyczekiwaniem.
-
Nie wiem od czego zacząć.
-
Od początku, kochana. Mamy dużo czasu. Do pracy idziemy dopiero na dziesiąta
rano. – śmieje się Gośka – Masz tu i jedz.
-
Spóźnił ci się pociąg?
-
Nie, nie. Ja przyjechałam autostopem. – tłumaczę zagryzając bułkę
-
CO?!!
-
Ty sobie chyba żartujesz.
-
Nie no, poważnie. W ogóle z Polski też przyjechałam stopem.
-
Sama?!
-
Aha.
-
Ty się nie bałaś? – pyta Gośka z wybałuszonymi oczami
-
Nie no, jasne że się bałam. Zaczęło się tak...
Opowiadam
im całą moją dotychczasową włóczęgę. Komentowaniom i śmiechom nie było końca.
-
Ja wiedziałam, że z ciebie wariatka, ale że aż tak? Ja bym się w życiu na coś
takiego nie odważyła!
-
Nie obraź się, ale nie znam drugiej tak popieprzonej osoby jak ty.
-
Wariatka! – kwitują obie
Nie
spodziewałam się, że moje przygody wzbudzą aż takie zainteresowanie. Czuję się
cudownie. Mam słuchaczy i mogę mówić w języku polskim. Wspaniałe uczucie. Nie
wyobrażam sobie co czują emigranci po dwudziestu latach braku kontaktu z
własnym krajem i rodakami. Poza tym po raz pierwszy od długiego czasu, czuję
się naprawdę bezpiecznie.
Ja i Magda w szale radości ze spotkania. No dobra...
Nie miałyśmy rewolwerów i nie strzelałyśmy w sufit,
ale i tak było wesoło.
Kładziemy
się spać dopiero nad ranem. Podłączam jeszcze tylko komórkę do podładowania
i... I dostałam sms! Od Maurizia;
„Mam
nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze i że nie zgubiłaś woreczka
z
pieniędzmi. Przelicz czy na pewno wszystko jest. Będę za tobą tęsknił.”
Zaglądam
do mnisiego woreczka schowanego głęboko między ciuchami. Nie muszę nawet
przeliczać pieniędzy żeby zauważyć, że jest 300 euro więcej. Przeliczam. 300
euro więcej jak w mordę strzelił.
Po
raz pierwszy w życiu nie tylko nie wiem co powiedzieć, czy co zrobić, ja nawet
nie wiem co myśleć.
Kładę
się do łóżka, które wcześniej w kuchni przygotowała mi Magda i zasypiam z
rogalem na ustach.
Magdzie
i jej współlokatorce zawracam głowę przez tydzień. Zdecydowanie był to
najmilszy tydzień podczas tych wakacji. Przyrzekam, że nigdy, ale to nigdy nie
spotkałam się z aż taką gościnnością. Poczucie swobody i wolność a zarazem
opieka nade mną sprawiły, że ciężko będzie mi się jej odwdzięczyć.
Dziewczyny
chodziły do pracy na dziesiąta rano. Wracały około trzeciej po południu, by
wrócić tam ponownie na osiemnastą i zostać już do północy. Obie pracowały w tej
samej restauracji. Tylko w środy łaskawie nie musiały pracować rano. Szły od
razu na osiemnastą. I tak cały tydzień.
Pierwszego
dnia zrobiłam im obiad żeby po powrocie głodne i zmęczone coś zjadły. Najpierw
nakrzyczały na mnie, że po pierwsze jedzą w pracy więc nie są głodne, a po
drugie ja mam tu odpoczywać a nie pracować, następnie mnie wyśmiały.
Kochane dziewczyny.
Magda
traktowała mnie jakbym była co najmniej jej siostrą a nawet i córką. Zaopatrywała
nie tylko lodówkę w moje ulubione przysmaki, ale i szafkę ze słodyczami więc
nieźle przybrałam u nich na wadzę. Mimo pracy i zmęczenia potrafiła poświęcić
mi czas i w swoim wolnym pół dniu pójść ze mną na plażę czy „il mercato”. Jakby
tego było mało, na straganach kupiła mi parę ciuchów i dołożyła jeszcze swoje,
których już podobno nie używa. Myślisz, że to wszystko? Nie, nie... Gdy
odjeżdżałam, na dokładkę wcisnęła mi 50 euro. Miała wyrzuty sumienia, że będę
wracać stopem do Polski i kazała dać znać natychmiast po dotarciu do kraju.
To
był niesamowity gest. Nie jest łatwo tak po prostu wyciągnąć z portfela 50 euro
(niech to będzie nawet inna kwota, mniejsza) i dać komuś jak gdyby nigdy nic.
Tydzień
spędzony u Magdy zregenerował mi siły i napełnił ducha optymizmem. Codzienne
kąpiele w wannie, leniuchowanie i rozmowy do późna zostaną mi na długo w
pamięci. Nie oczekiwano ode mnie absolutnie niczego. Nie musiałam robić
absolutnie nic. I to było piękne.
Zawsze
pamiętam o złych rzeczach, które przytrafiły mi się w życiu, żeby uzmysłowić
sobie, że teraz jest lepiej. Nie wolno jednak zapominać o tych dobrych, żeby
wiedzieć, że życie niekoniecznie musi przypominać papier toaletowy. Nie zawsze
jest szare i do dupy.
Jedno z tych dobrych wydarzeń w moim życiu, o których na pewno nie zapomnę, to wizyta
u mojej kuzynki, Magdy.
Cdn...
PS. Jak pisałam w poprzedniej części zgłosiłam bloga do konkursu "Blog Roku 2013". Każdy, kto chciałby mi pomóc dostać się do następnego etapu może wysłać sms o treści J00010 na numer 7122 Koszt smsa to 1,20zł i za każdy głos jestem niezmiernie wdzięczna.
Kochani! Dochód z sms-ów zostanie w całości przekazany łódzkiej fundacji GAJUSZ, która prowadzi hospicjum dla dzieci osieroconych.
PS. Jak pisałam w poprzedniej części zgłosiłam bloga do konkursu "Blog Roku 2013". Każdy, kto chciałby mi pomóc dostać się do następnego etapu może wysłać sms o treści J00010 na numer 7122 Koszt smsa to 1,20zł i za każdy głos jestem niezmiernie wdzięczna.
Kochani! Dochód z sms-ów zostanie w całości przekazany łódzkiej fundacji GAJUSZ, która prowadzi hospicjum dla dzieci osieroconych.
Fajnie, że wszystko się tak dobrze i bezpiecznie skończyło, ale pewnie po czasie zdałaś sobie sprawę ile miałaś szczęścia. :)
OdpowiedzUsuńOczywiście zapracowałaś sobie na to szczęście, gdybyś siedziała w domu nie spotkało by ciebie nic złego, ale i ominęłyby ciebie te wszystkie przyjemne chwile. Pozdrawiam.
Seba to jeszcze nie koniec mojej podróży. W tej części jestem dopiero w Viareggio do Polski jeszcze kawałek, który pokonuję również autostopem. :)
UsuńAle masz racje - miałam dużo szczęścia ale też myślę, że nie warto siedzieć z założonymi rękoma i czekać aż coś siew życiu przydarzy.
:)
To świetnie, że jeszcze coś będzie bo ostatnie zdania wyglądały tak jakbyś kończyła bloga. Chętnie poczytam co tam jeszcze ci się przytrafiło, oby tylko miłe rzeczy. :)
Usuńświetnie się czyta, masz fajny styl narracji - będę często tu zaglądał w oczekiwaniu na ciąg dalszy Twojej opowieści :)
OdpowiedzUsuńps. a swój głos już oddałem, i chętnie zrobię to jeszcze raz, jak tylko nadarzy się taka możliwość:) życzę Ci awansu do kolejnego etapu w konkursie, pozdrawiam :)
Witaj!
OdpowiedzUsuńWidzę,że nie tylko ja zauważyłam,że świetnie czyta się to opowiadanie. Mogłabyś napisać książkę. Pomyśl o tym!
A tymczasem pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do mnie, w moje skromne, poetyckie progi: www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Agnieszka
Padamy sobie w ramiona i tkwimy tak chyba dobre pół minuty. W [międzyczasie] wyciągam rękę do drugiej dziewczyny, która stoi nieśmiało z boku.
OdpowiedzUsuń- [Chodź], zjesz coś. – mówi radośnie Magda – Siedząc w tych ciemnościach pewnie zgłodniałaś.
[Jedno] z tych dobrych wydarzeń w moim życiu, o których na pewno nie zapomnę, to wizyta u mojej kuzynki, Magdy.