Na stacji odświeżam się i wysyłam smsa do
przyjaciółki z Legnicy z pytaniem, co robi dziś wieczorem i czy jeśli jest to
możliwe, mogłabym u niej zanocować. Renata jest osobą ogólnie życzliwą dla
wszystkich. Znamy się jak łyse konie. Nasza przyjaźń zaczęła się w pierwszej
klasie szkoły podstawowej. Obie miałyśmy swój świat i byłyśmy na swój sposób
dziwne. A ponieważ podobni sobie ludzie się przyciągają, my jak się przyciągnęłyśmy,
tak trzymałyśmy się razem przez trzynaście lat, dopóki ja nie przeniosłam się
na drugi koniec Polski.
Oddalam się kilkanaście metrów za zachód od
stacji benzynowej. Tuż za zakrętem, ale jeszcze z poszerzonym poboczem, żeby
kierowcy mieli się gdzie zatrzymać.
Pamiętam jak w podstawówce robiłyśmy sobie z
Renatą pikniki w parku. Pomagała mi także z matmą. Na sprawdzianach
wymieniałyśmy się kartkami, długopisami i miałyśmy nadzieję, że nauczycielka
nie zechce zobaczyć z bliska, co piszemy. Taki numer przechodził jeszcze na
początku szkoły średniej gdyż przez przypadek trafiłyśmy do tego samego więzienia,
(czyt. szkoły) z wyrokiem na pięć lat pozbawienia wolności (słowa) jak to zwykle bywa w technikach.
Myślę, że to będzie dobre miejsce. Samochody
mają gdzie zjechać. Jak zwykle krótka prośba do losu o normalnego i dobrego
człowieka za kierownicą i już wyciągam rękę z wyprostowanym kciukiem.
Ja starałam się pomóc Renacie w języku polskim.
Potem, gdy numer ze zmianą kartek przestał działać, Renata po prostu tłumaczyła
mi matmę, a robiła to bardzo dobrze. Miała cierpliwość do takiego głąba jak ja.
W końcu zawsze chciała być nauczycielką matematyki.
Godzina 19.18
Godzina 19.18
Srebrny samochód przede mną zwalnia, włącza
kierunkowskaz i zatrzymuje się przy mnie. Okazuje się, że około
czterdziestoletni pan jedzie za Legnicę.
Na tylnym siedzeniu samochodu porozrzucane są
jakieś papiery. Z przodu, na pulpicie leży komórka podłączona do ładowarki,
okulary przeciwsłoneczne, parę monet i gumy do żucia. W samochodzie generalnie
przeważa kolor szary.
- Często tak jeździsz stopem? – mężczyzna o
brązowych, lekko siwiejących włosach i wielkim, tłustym brzuchu, pierwszy
zadaje mi pytanie
Sprawia wrażenie człowieka pracującego
zdecydowanie umysłowo.
- Zdarza mi się dość często. Z oszczędności.
- No tak. W dzisiejszych czasach ciężko
zarobić pieniądze. Oj ciężko... – kontynuuje z małym uśmieszkiem – Kiedyś
wiozłem taką dziewczynę na stopa, taka podobna do ciebie tylko może trochę
drobniejsza i zaczynam z nią rozmawiać. Pytam jak sobie radzi w tych czasach,
bo o pieniądze tak ciężko, a ona zdaje się utrzymywała się już sama...
- O! To tak jak ja! - zainteresowana przerywam mężczyźnie
- O! To tak jak ja! - zainteresowana przerywam mężczyźnie
- Ooo... No proszę... Tym bardziej ciężko,
oj, ciężko... – stęka – Wiec pytam ją; „jak sobie radzisz?”. Ona na początku
nie bardzo chciała mówić, ale potem powiedziała; „a wie pan jak to jest...
Jeżdżę samochodami. Tu mnie podwiozą, tam mnie podwiozą... I tak zarabiam.”
- Że co? Jeszcze jej za to płacą? – dziwię się,
choć raczej udaję głupią, bo zawsze tak bezpieczniej, ale zaczynam łapać, o co
chodzi
Trzeba zejść na inny, neutralny temat. Do
Legnicy jeszcze 45km.
- A ja to w sumie mam pracę. Jestem barmanką
w Krakowie. – próbuję dać do zrozumienia grubasowi, że nie jestem aż tak
zdesperowana
- A ile zarabiasz, jeśli mogę spytać?
- 3, 5 zł za godzinę. – odpowiadam i zaraz
widzę jak uśmieszek grubasa się poszerza
- I za to chcesz się utrzymać w Krakowie?
- Nie chcę. Ale już się za to utrzymuję.
Przyznaję, jest ciężko, ale daję radę.
- O widzisz! Sama przyznałaś, że jest ciężko! - tryumfuje grubas
- O widzisz! Sama przyznałaś, że jest ciężko! - tryumfuje grubas
- O co panu chodzi? Co chce pan osiągnąć
przez te docinki? – nie wytrzymuję dłużej gier w ciuciubabki i pytam prosto z
mostu
- Ja? Nic. Absolutnie nic. Nie denerwuj się
tak. – grubas się trochę peszy – Po prostu chcę ci zasugerować prosty sposób
dorobienia sobie troszkę pieniążków.
Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego ludzie
mający niezbyt dobre intencje zdrabniają rzeczowniki? Wyjmijcie zeszyciki, zrobimy
sprawdzianik, wypiszemy mandacik, bileciki do kontroli, wyciągnie pan
pieniążki, itd... Może chcą w ten sposób zamaskować swoje złe zamiary?
W każdym razie intencje grubasa zdemaskowałam
i szczerze mówiąc, zaczynam się trochę bać.
- Proszę pana, jeśli tamta dziewczyna
zarabiała w ten sposób to jej sprawa. Ja jej nie oceniam. Jej ciało i umysł,
więc może z nim robić, co chce. Ja jednak jadę stopem, bo chcę się tylko i
wyłącznie dostać w konkretne miejsce. I nie chcę zarabiać jak tamta dziewczyna.
Rozumie pan?
Dyskretnie rozglądam się po samochodzie.
Patrzę na zamknięcie. Na szczęście otwarte, ale przy 110 km/h nie wiem czy mi to
coś da.
- Rozumiem, oczywiście rozumiem. Przecież ja
do niczego nie zmuszam, ale muszę jednak powiedzieć, że najgorszy jest ten
pierwszy raz. Chodzi o to żeby się przełamać.
Już ja ci się przełamię, złamasie! Widać grubasowi jednak życie niemiłe, bo ciągnie dalej:
Już ja ci się przełamię, złamasie! Widać grubasowi jednak życie niemiłe, bo ciągnie dalej:
- Zrozum, to jest teraz wbrew pozorom bardzo
powszechne. Mam taką znajomą pielęgniarkę. Wiesz, jakie są pielęgniarskie
pensje? Ciągle teraz strajkują, bo im nie wypłacają. Kiedyś przy wódce
poskarżyła się, że nie ma pieniążków. Ja wysłuchałem... – wysłuchałeś grubasie,
czy przeleciałeś?! Nie mylmy terminów! – A ona po kolejnym kieliszku przyznała,
że śpi z mężczyznami za pieniądze. Oczywiście sama decyduje, kiedy chce i z kim
chce, ale mówiła ze najgorszy był ten pierwszy raz, gdy musiała się przełamać.
Teraz to już dla niej normalne. Bez tego nie utrzymałaby rodziny.
Ja zaraz oszaleje! Grubasie! Co ty mi tu o
pielęgniarce pieprzysz?! Ja bym cię kijem nie tknęła, nawet jakby mi dopłacali!
- Oczywiście nie oceniam tych kobiet. To ich
ciało i umysł. – powtarzam jak mantrę - Ja tak jednak NIE CHCĘ!
- Studiujesz?
No wreszcie! Do grubasa dotarło, że nic z
tego i chce zmienić temat. Z przyjemnością! Opowiem mu zaraz o tym, co
studiuję, gdzie studiuję, na którym roku i z iloma osobami. Temat może nudny,
ale z pewnością bezpieczniejszy.
- Tak, studiuję.
- No widzisz! Tamta studentka też studiowała!
– tryumfuje grubas. Dziwnie byłoby gdyby studentka nie studiowała – Na studiach
tym bardziej gorzej, bo nie można pracować a przyjemności kosztują, oj... Kosztują...
Wśród studentek to normalne przecież! – grubas mówi tonem jakby nagle okazało się,
że jesteśmy rodziną
- Nie interesuje mnie, co jest normalne! –
spokojnie... tracę nad sobą kontrolę – Ja jestem nienormalna! – ale się
popisałam – Nie oceniam tej dziewczyny, ani pielęgniarki ani innych studentek!
Ich ciało, ich umysł. – powtarzam jak w transie – Ja jednak NIE CHCĘ! Po prostu
NIE CHCĘ!
- Spokojnie... Nie unoś się tak. Ty źle do
tego podchodzisz. Przecież nikt nie musi o niczym wiedzieć. Te dziewczyny nie
rozpowiadają innym, co robią.
- Ale w porządku, ja ich nie oceniam! Ich
ciało, ich umysł, ale ja...
- Spokojnie. Nie musisz mówić o tym, co by
się wydarzyło koleżankom. Nie wolno się chwalić. Będą zazdrosne a z zazdrości
będą źle o tobie mówić...
Melodyjka z komórki grubasa przerywa mu
wypowiedź. Redukuje biegi, zwalnia i odbiera telefon; „Tak, tak. Jestem koło
Legnicy...”
Obserwuję grubasa. Cały czas patrzę mu na
ręce. Słucham, co mówi. Mam wrażenie, że zmysły zaostrzyły mi się jak u
człowieka pierwotnego.
„... Tak, tak. Proszę się nie martwić. Mam
wszystko i dowiozę na czas... Tak, oczywiście, to również mam...”
Nawet już nie czuję tak bardzo strachu. W
myślach widzę jak grubas wolno zbliża do mnie swe tłuste łapska, jak ja
wyciągam do niego ręce i... Wbijam mu palec w oko, ucho i w nos, równocześnie starając
się go kopnąć.
„...Dobrze. Dam znać w razie jakby coś się
zmieniło, ale myślę, że wszystko będzie w porządku... Tak, do zobaczenia.”
Grubas odkłada komórkę. Sięga do tyłu po
porozrzucane papiery i zaczyna je pobieżnie przeglądać. Moja czujność wzrasta.
- Oj...Praca, praca, obowiązki... – stęka –
Ciężko jest, oj... Ciężko...
Ciężki to ty jesteś jełopie!
W końcu rzuca papiery na tylne siedzenie i przyśpiesza.
Ciężki to ty jesteś jełopie!
W końcu rzuca papiery na tylne siedzenie i przyśpiesza.
Godzina 20.05 110km/h
Tuż przed Legnicą
Może po rozmowie telefonicznej grubas
zapomniał o poprzedniej i nie będzie mi już truł głowy o pielęgniarkach i
studentkach.
- Na czym to ja...? Ach, tak! Chodzi mi o to,
że nie należy rozpowiadać wszystkim o tym, co się robi... Na przykład TO
zostanie między nami. To jest sprawa tylko moja i twoja, co byśmy zrobili. -
grubas mówi bardzo szybko, nie dając mi dojść do słowa. – Nikt się przecież nie
musi dowiedzieć. Oboje mielibyśmy z tego korzyści...
- Proszę pana! Niech pan wreszcie zrozumie,
że ja chcę się dostać w konkretne miejsce! Czy obce jest panu takie pojęcie jak
AUTOSTOP?!
- No właśnie autostopowiczki...
- Nie oceniam pana koleżanek, znajomych i innych,
którzy sobie tak dorabiają. – przerywam mu – Ja NIE CHCĘ! To jest mój świadomy
i przemyślany wybór! NIE CHCĘ! Rozumie pan?! NIE CHCĘ!
Może gdy będę mu to powtarzać jak jakąś
mantrę, to zrozumie.
Grubas nagle zwalnia, skręca na pobocze,
zatrzymuje się całkiem i mówi;
- Przykro mi, że nie chciałaś skorzystać z
moich propozycji. Nie wiesz, co straciłaś. Byłoby przyjemnie i jeszcze byś
zarobiła. Szkoda, naprawdę szkoda...
Na wszystkich bogów! Oby cię własny tłuszcz wessał! Oby cię własna chuć zgubiła!
Na wszystkich bogów! Oby cię własny tłuszcz wessał! Oby cię własna chuć zgubiła!
- Ja nie żałuję i nie jest mi przykro. Nie
sądzi się każdego tą samą miarą.
Chwytam za klamkę, plecak i wyskakuję z auta.
Trzymając jeszcze drzwi rzucam groźną klątwę;
- Obyś został wiecznym impotentem i nigdy
orgazmu nie zaznał! Żegnam! – krzyczę trzaskając drzwiami
Grubas z piskiem opon odjeżdża i zostaję
sama. Zupełnie sama... Na pustkowiu. Bez żywej duszy.. A tu noc za pasem i
wilcy... Zaraz, zaraz... Przecież to stacja benzynowa w Legnicy! Haha! Jestem w
Legnicy! Na obrzeżu wprawdzie, ale jednak!
Zapominam szybko incydent z grubasem i
sprawdzam czy nie przyszła odpowiedź od Renaty. Tak! Przyszła.
„Droga przyjaciółko, oczywiście, że
zanocujesz u mnie. Teraz jestem na działce a potem idę do Krzyśka. Będę w domu
około 21.00 Do zobaczenia!”
Uff... No to idę do Renaty. Fajnie wiedzieć,
że jest ktoś, na kogo zawsze można liczyć. Wprawdzie w ostatnim roku szkoły
średniej Renata przekładała miłość nad przyjaźń, ale w sumie jestem w stanie to
zrozumieć. Krzysiek stał się dla mej przyjaciółki osobą pierwszorzędną, a
ponieważ jest zupełnie w porządku i fajnie się z nim rozmawia po pijaku o
gwiazdach i galaktykach, Renata ma moje błogosławieństwo.
Wsiadam w autobus MPK i dojeżdżam prawie pod
dom Renaty.
Domofon. Dzwonię.
- Słucham? - rozpoznaję głos mamy mej kumpeli
- Dzień dobry. Czy jest Renia? - pytam na wszelki wypadek gdyby wróciła wcześniej
- Nie, Renatki nie ma. Będzie po 21.00. A kto mówi?
- Marta.
- Oojj... Martunia! Wróciłaś do Legnicy?
- Tylko na dzisiaj bo...
- Ale Renatki nie ma, będzie po 21.00 a my idziemy na działkę.
Dobrze. Nic nie szkodzi. Ona wie, że mam przyjść. Poczekam na nią na ławeczce.
Domofon. Dzwonię.
- Słucham? - rozpoznaję głos mamy mej kumpeli
- Dzień dobry. Czy jest Renia? - pytam na wszelki wypadek gdyby wróciła wcześniej
- Nie, Renatki nie ma. Będzie po 21.00. A kto mówi?
- Marta.
- Oojj... Martunia! Wróciłaś do Legnicy?
- Tylko na dzisiaj bo...
- Ale Renatki nie ma, będzie po 21.00 a my idziemy na działkę.
Dobrze. Nic nie szkodzi. Ona wie, że mam przyjść. Poczekam na nią na ławeczce.
Siadam na ławce centralnie przed bramą Renaty, ciesząc się,
że udało mi się tutaj dotrzeć. To był jednak ciężki dzień... Jeszcze tylko
ponad 1500 km i będę w Italii! Haha! Rozciągam się i patrzę do góry, w niebo.
I
widzę twarz. Twarz ojca Renaty wychylającego się z okna kuchennego na drugim
piętrze.
- Dzień dobry. - macham do niego
- Dzień dobry. - macham do niego
- Dzień dobry. – tato Renaty odwzajemnia mój
uśmiech i zaraz chowa się do środka
Sekundę później słyszę szczekanie psa
dobiegające z klatki schodowej i zaraz po tym widzę rodziców mej przyjaciółki
wyłaniających się z cienia bramy i Tysona pędzącego prosto na mnie.
- Kiedy przyjechałaś, Martuniu? - pyta mama Renaty
- Niecałą godzinę temu.
Tyson skacze z radości i liże mnie po rękach.
- Uspokój się! Tyson! - tato Renaty skraca mu smycz
- Kiedy przyjechałaś, Martuniu? - pyta mama Renaty
- Niecałą godzinę temu.
Tyson skacze z radości i liże mnie po rękach.
- Uspokój się! Tyson! - tato Renaty skraca mu smycz
Kiedy pewnego dnia Renata przyszła do szkoły z wiadomością,
że ma psa i żebym wymyśliła mu imię, bo on to właściwie przypomina boksera, od razu
powiedziałam; Tyson. Nie wiedziałam, że bokser w jej mniemaniu to przerośnięty
szczur, albo niewyrośnięta hiena. Ale jaki sympatyczny...
- A na ile przyjechałaś? - kontynuuje mama Renaty
- Tylko na dziś. Muszę gdzieś zanocować i jutro rano wyjeżdżam do Włoch.
- A o której masz autokar? To może zanocujesz u nas?
- Oj dziękuję, z chęcią. Ale nie jadę autokarem tylko autostopem.
- Czym?! - pytają oboje prawie równocześnie
- Autostopem.
- AUTOSTOPEM?!
- No tak. Po prostu nie mam pieniędzy na bilet.
- Co ty? Zwariowałaś? - tato Renaty nie może uwierzyć - Tyson! Nie szarp się!
- A na ile przyjechałaś? - kontynuuje mama Renaty
- Tylko na dziś. Muszę gdzieś zanocować i jutro rano wyjeżdżam do Włoch.
- A o której masz autokar? To może zanocujesz u nas?
- Oj dziękuję, z chęcią. Ale nie jadę autokarem tylko autostopem.
- Czym?! - pytają oboje prawie równocześnie
- Autostopem.
- AUTOSTOPEM?!
- No tak. Po prostu nie mam pieniędzy na bilet.
- Co ty? Zwariowałaś? - tato Renaty nie może uwierzyć - Tyson! Nie szarp się!
- Może i tak. Zobaczymy jak to się skończy.
Trudno. Ryzyk-fizyk. Muszę jakoś zarobić na studia, a w Polsce raczej nie dam
rady.
- No zwariowała dziewczyna! – mama Renaty
mówi trochę do siebie, trochę do męża
Rozkładam niewinnie ręce w geście, że nic na
to nie poradzę. Tyson nadal się łasi. Łasica taka.
- Dobrze. To my idziemy na działkę. Renatka
zaraz powinna być. Tyson! Chodź! Idziemy!
Ponownie się rozciągam i zatapiam w myślach.
Mama Renaty wraca do mnie jednak i mówi;
- Martuniu, jak chcesz, to idź na górę, tam
sobie poczekasz. Dam ci klucze.
- Nie, dziękuję. - uśmiecham się przyjaźnie
- Nie, dziękuję. - uśmiecham się przyjaźnie
- Ale przecież nie będziesz siedzieć tak na
ławce, a w domu są pierogi to byś sobie odgrzała. – nalega
- Ale naprawdę nie trzeba. Renata lada chwila
przyjdzie a mi się nic nie stanie jak sobie posiedzę na ławeczce.
Nie będę przecież wchodzić do czyjegoś mieszkania,
gdy nikogo w nim nie ma. Nawet, jeśli jest to dom starej przyjaciółki.
- No jak uważasz. To ja idę w takim razie.
Znów zostaję sama. Włączam sobie walkmana i
zaczynam rozmyślać. Nawet nie zauważam, kiedy staje przede mną szczupła
dziewczyna o długich, pięknych, miedzianych włosach. Tuż pod rudą grzywką
błyszczą duże, wręcz żabie, zielone oczy.
- RENATA!!! - wstaję żeby uściskać przyjaciółkę i zauważam stojącego za nią Krzyśka
- Cześć Krzychu! - mówię nadal ściskając Renatę
- Cześć! - odpowiada opierając się o rower
- Długo czekałaś?
- RENATA!!! - wstaję żeby uściskać przyjaciółkę i zauważam stojącego za nią Krzyśka
- Cześć Krzychu! - mówię nadal ściskając Renatę
- Cześć! - odpowiada opierając się o rower
- Długo czekałaś?
W końcu puszczam rudowłosą piękność i podaję rękę
Krzyśkowi, który jak zwykle drocząc się, nie puszcza jej przez pięć minut i
odpowiadam;
- Nie, niedługo. Twoi rodzice poszli przed
chwilką na działkę. Mogłabym zanocować dziś u ciebie? Jutro o świcie wyruszam
stopem do Włoch.
- Oczywiście, że tak. - odpowiada Renata - Innej opcji nie ma.
- STOPEM?! - dziwi się Krzysiek
- Tak. Bo co?
- Nic. Ty CHYBA ZWARIOWAŁAŚ!!!
Cdn...
- Oczywiście, że tak. - odpowiada Renata - Innej opcji nie ma.
- STOPEM?! - dziwi się Krzysiek
- Tak. Bo co?
- Nic. Ty CHYBA ZWARIOWAŁAŚ!!!
Cdn...
Chętnie się z Tobą wybiorę w tę dziwną podróż.
OdpowiedzUsuńZapraszam. :)
OdpowiedzUsuń"Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego ludzie mający niezbyt dobre intencje zdrabniają rzeczowniki? "
OdpowiedzUsuńteż nigdy tego nie rozumiałem...
coś w tym jest ... znaczy w tych zdrobnieniach, taka zasłonka nad całością jakby ... :)
OdpowiedzUsuńCiekawe co by powiedział Freud. Ale się coś nie odzywa... ;P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż ja ci się przełamię, złamasie! Widać grubasowi jednak życie [niemiłe], bo ciągnie dalej:
OdpowiedzUsuń- Dobrze. To my idziemy na działkę. Renatka zaraz powinna być. Tyson! [Chodź!] Idziemy!
- Nie, [niedługo]. Twoi rodzice poszli przed chwilką na działkę.